sobota, 21 września 2013

Kolorówka: Sleek Vintage z kolekcji Romance

Witam Was,

dosłownie kilka dni temu otrzymałam przemiłą wiadomość, że otrzymam do tzw. testów paletkę cieni Sleek Vintage pochodzącą z najnowszej kolekcji Romance. Możecie ją kupić choćby na Urodomania.com za 37,49 zł. W kolekcji znajdziecie także piękny róż Antique w zgaszonym różu z drobinkami.



Paletka Vintage to odzew Sleeka na nasze błagania o fiolety, a także świetna propozycja na nadchodzący (już będący po trochu) sezon jesienno-zimowy. Mamy tutaj urokliwe, śliczne złota (aż 3!), 4 odcienie ciepławych różo-fioletów, dwa granato-indygo, jedną bardzo jasną srebrzystość, jeden dziwny matowy ceglasty cień i fajną, bo brokatową czerń. Wszystkie te maluchy zamknięte są w standardowej czarnej eleganckiej kasetce z dużym lusterkiem. Ja otrzymałam tester, więc pozbawiony był plakietki z nazwami oraz ślicznego pudełka - ale uwierzcie mi, są równie urokliwe.



Większość cieni to mocne perły, satyny oraz matowe cienie ze srebrnym brokatem a także jeden, stosunkowo dziwny i z pozoru nie pasujący do całości mat. Fanki matów, przeciwniczki połysku nie będą z niej zadowolone.

Kolorystyka może się wydawać dość monotonna, ale dacie radę zmalować za pomocą tej paletki nie tylko fioletowo-złote makijaże, ale także czarny dymek (ha!), złoty niemal dzienniaczek, różowy urokliwy smok i wielkie misz-masze ;)



Zbliżenie na odcienie, od lewej:



Górny rząd:

Pretty in Paris - srebrzysta biel, stosunkowo wyjątkowa - nie mam drugiej takiej w paletkach Sleek, choć jest sporo podobnych (jaśniejszych bądź ciemniejszych) odcieni. Mocna perła, lub jak kto woli metalik, świetna pigmentacja, a cień jest bardzo kremowy i miękki, świetnie się nakłada i rozciera.

Meet in Madrid - śliczne jasne złoto, mniej żółte i cieplejsze niż Golden Silvers z MME, jaśniejsze i odrobinę chłodniejsze niż złota ze Storm. Mocna perła, również bardzo kremowy i naprawdę dobrze napigmentowany. I to już jest mój ulubieniec do stosowania w wewnętrznych kącikach.

Court in Cannes - ciemniejsze złoto z delikatną nutą brązu, ciemniejszy niż Stormowe złota. Także metalik o świetnej pigmentacji i bardzo kremowej, przyjemnej konsystencji.

Lust in LA - śliczne stare złoto z oliwkową nutą, odrobinę ciemniejsze od pozostałych. Kolejny cudownie kremowy, świetnie napigmentowany, metaliczny cień. Jednak nie radzę łączyć go na powiece z Court in Cannes, bo po prostu będą się zlewać w jedno.

Romance in Rome - śliczny przydymiony granat z nutą indygo i nielicznymi malutkimi, błękitnymi drobinami. Ciemniejszy niż Picadilly z Glory a jaśniejszy od Northern. Na szarawym podbiciu, przez co przy rozcieraniu może tracić na intensywności. Tym razem to satyna, trudniej go nabrać na pędzel, bo choć jest kremowy to jest nieco twardszy niż metaliki, pigmentacja niezła.

Propose in Prague - brudna cegiełka, mniej różowa od Maple z Darks. Nie jest tak przerażający na powiece jak wygląda - nawet ładnie wygląda w załamaniu. Nie jest to suchy mat, a mat kremowy, jednak pigmentacja nie powala. 


Dolny rząd:

A Vow in Venice - śliczny, odrobinę brudnawy wrzos z delikatnym złotym  shimmerem, który pewnie tylko ja dostrzegam. Wyjątkowy odcień! Satyna, pigmentacja dobra ale tak jak w przypadku poprzedniej satyny - nieco twardszy niż metaliki. I tak na powiece wygląda obłędnie. Na swatchu cień wyszedł dość blado, jest nieco mocniejszy i na pewno ładniejszy :)

Marry in Monte Carlo - ciemna fuksja (i nadal widzę złotawe drobinki). Intensywna, świetnie napigmentowana, a malowanie nią to czysta przyjemność. 

Honeymoon in Hollywood - buraczek ze srebrnym brokatem (mniej gęstym niż w następnych brokatowych cieniach), bardziej suchy niż mat matowy za to bardzo dobrze napigmentowany. Drobinek nie widać mocno na powiece, więc nie obawiajcie się nich. Rozciera się lepiej niż stare Sleekowe maty (chwała za poprawę!).

Bliss in Barcelona - śliczny, ciemny chłodny fiolet. Bardzo podobny do Twilight z Bad Girl tyle że ten jest jaśniejszy (o ton, dwa). Znów szarawe podbicie i satynowe wykończenie (jak gdzieś wyżej).

Forever in Florence - ciemna, głęboka, oczywiście ciepła śliwka ze srebrnymi drobinkami. Podobna do Rebel z Bad Girl ale ma w sobie nieco więcej z brązu. Świetny pigment, świetny kolor - lubię.

Love in London - czerń należąca do mniej czarnych sleekowych czerni (jakkolwiek to brzmi) ze srebrnym dość gęstym brokatem. Za to świetnie się rozciera - lubię tę poprawę, oj lubię. 


Swatche poniżej:




Jednak moje obawy przed posiadaniem zbyt dużej ilości fioletowych cieni nie były wcale uzasadnione (nie, naprawdę nie!) i cieszę się, że moja jesień będzie przefioletowiona :) A Wam podoba się ta paletka, skusicie się na jej zakup? Czy ta (wredna) podwyżka cen przez Sleeka Was skutecznie odstrasza?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...