Witajcie,
niedawno furorę zrobiły nowe, a raczej odświeżone, podkłady L'Oreal True Match. Poprzednia wersja miała w końcu liczne grono fanów, ale też całkiem spore, może nie antyfanów - ale grupę konsumentów, którym nie do końca ten produkt odpowiadał. Nową, ulepszoną wersją "raczyć się" możemy już od kilku miesięcy. Ja również, właściwie od samej premiery miałam okazję sprawdzić jak też te cacka się spisują, i to właśnie dopiero teraz, po wielu testach przy wyjątkowo skrajnych temperaturach, w odmiennych warunkach i przy okazji różnych kłopotów z cerą jestem gotowa Wam w pełni o tym podkładzie opowiedzieć.
Zacznijmy od tego co się zmieniło. Cóż, na pierwszy rzut oka widać, że opakowanie - buteleczka widocznie wyszczuplała, straciła swoje krągłe i niewygodne kształty. Dla mnie to duży plus, taki produkt zajmuje zdecydowanie mniej miejsca, i cóż, nie jest tak masywny wizualnie. Zmieniła się też pompka, teraz jest nieco udziwniona, kwadratowa, ale jednak całkiem wygodna.
Producent obiecuje, że nowa formuła podkładu została wzbogacona o (poniekąd cytuję tutaj) trzy nowe hybrydowe pigmenty - które mają sprawiać, że podkład będzie lepiej dopasowywał się do tonacji skóry, dodatkowo posiada olejki eteryczne - dla lepszej, bardziej komfortowej aplikacji, a także dodano glicerynę, witaminę E i B5 - które mają nawilżyć i wygładzać skórę.
Odcieni jest 9 - od bardzo jasnego, idealnego dla większości bladolicych, aż po całkiem ciemne, w sam raz dla opalonych Polek, z czego większość ma neutralną tonację, część ciepłą, a jeden z nich chłodną. Kolorystycznie jest więc dobrze - widzę, że podkłady dość dobrze trafiają w karnacje Polek. Rzecz jasna jak to często bywa, niektóre z nas będą musiały sięgać po dwa odcienie i mieszać je ze sobą, żeby uzyskać odpowiednią jasność/ciemność? podkładu.
Dla mnie normalnie najbardziej odpowiedni okazał się być odcień 1N Ivory, zbliżony jasnością do Pierre Rene Skin Balance 20 Champagne, kiedy jednak złapałam odrobinę słońca podczas szalonych letnich upałów, odcień ten mieszam z drugim w kolejce (w stosunku 1:1) 2N Vanilla. Jeśli chodzi o tonację - tutaj nie sposób dobrać dla mnie ideału, bo mam bardzo nietypowy odcień skóry (widać to rzecz jasna bardziej na żywo, na zdjęciach gucio zobaczycie ;D), niemniej jednak nie jest źle.
1N Ivory to jasny krem z nutami ciepłej żółci. Idealny dla bladolicych. Ma w sobie nieco więcej tego żółtawego ciepła niż porównywalny do niego odcień - podkład Pierre Rene Skin Balance.
2N Vanilla to zaś już sporo ciemniejsza sztuka, jednak typowy odcień dla jasnych cer. Ma w sobie już więcej ciepłych tonów, żółtawych i mam wrażenie, że nawet pomarańczowawych (przynajmniej na mojej bladej skórze tak się odznacza). Niemniej jednak po roztarciu na twarzy wygląda bardzo dobrze i wcale żadna pomarańcza z niego nie wybija.
1N Ivory i 2N Vanilla
Od lewej:
My Secret Beauty Elixir 1, MIYO Beauty Skin 2, Pierre Rene Skin Balance 20 Champagne, L'Oreal True Match 1N Ivory, L'Oreal True Match 2N Vanilla
Od lewej:
L'Oreal True Match 2N Vanilla, L'Oreal True Match 1N Ivory, Astor Skin Match Protect Ivory, Revlon Colorstay Buff (do cery tłustej), Pierre Rene Skin Balance 10 Champagne, Pierre Rene Skin Balance 21 Porcelain
Konsystencja podkładu jest dość rzadka, nie jakoś mocno, ale i tak trzeba uważać, żeby podczas aplikacji nie spłynął nam z ręki czy palety. Rozprowadza się wręcz nieziemsko - jest bardzo jedwabisty w dotyku, skórę pozostawia idealnie pokrytą kolorem, bez smug czy plam. Pięknie ujednolica koloryt, a dodatkowo całkiem nieźle kryje - krycie można ocenić na średnie, odrobinę można je też budować, choć na większe niedoskonałości konieczny będzie korektor. Daje piękne, półmatowe, lekko satynowe, ale jednocześnie pudrowe wykończenie. I to naprawdę - wcale się nie wyklucza! Mnie się bardzo ten efekt podoba - skóra wygląda na zdrową i promienną. Podkład niby trochę zastyga, ja jednak każdy kremowy kosmetyk utrwalam czymś suchym - tutaj spisywał mi się najlepiej puder sypki z MIYO i KOBO, całkiem nieźle puder z Karaja i niestety niekoniecznie cudownie puder utrwalający z Catrice.
- po lewej po nałożeniu odpowiedni korektorów na niedoskonałości, po prawej całość rozblendowana i przypudrowana
Jeśli chodzi o trwałość - wszystko to zależy od temperatur panujących na dworzu oraz od stanu mojej cery. Latem, gdy dokuczały nam niemiłosierne upały, a moja cera przetłuszczała się mocniej i szybciej - podkład niekoniecznie wytrzymywał cały dzień na miejscu, ze strefy T potrafił nieco zejść, delikatnie się ważył, a podczas zbierania sebum potrafił odbijać się na chusteczce czy bibułce. Niemniej jednak gdy nastała jesień, a moja skóra przestała tak silnie reagować, lepiej, stała się nieco bardziej sucha, pojawiły się u mnie nawet suche skórki, podkład już trzyma się bardzo dobrze! Ma jednak tendencję do lekkiego podkreślania przesuszonych miejsc, potrafi też odrobinę wchodzić w zmarszczki, choć nie jest to tak mocno widoczne jak w przypadku Skin Balance z Pierre Rene. Nie zauważyłam, by podkład wpływał jakoś mocno na przetłuszczanie czy wysuszanie skóry, raczej dla mojej cery jej obojętny. Jest o tyle neutralny, że nie spowodował u mnie wysypu pryszczy czy zaskórników, a niestety moja skóra ma do tego skłonność.
Dla mnie jest to bardzo fajny podkład, szczególnie zachwyca mnie jaśniutki odcień, wykończenie oraz niezłe krycie i trwałość. Cena również jest znośna - dość wysoka detaliczna 60 zł, ale często na tę markę bywają w drogeriach promocje, na szczęście można więc kupić go dużo taniej! :) Podkład ma oczywiście standardowe 30 ml pojemności.
Musze przyznać, że nie spodziewałam się tego, że ten podkład polubi się z moją cerą, niemniej jednak jest fajnie, bardzo przyzwoicie i z przyjemnością go używam.
A Wy używałyście już nowej wersji True Matcha? Jak Wam się podoba, jak się u Was spisuje?
Zacznijmy od tego co się zmieniło. Cóż, na pierwszy rzut oka widać, że opakowanie - buteleczka widocznie wyszczuplała, straciła swoje krągłe i niewygodne kształty. Dla mnie to duży plus, taki produkt zajmuje zdecydowanie mniej miejsca, i cóż, nie jest tak masywny wizualnie. Zmieniła się też pompka, teraz jest nieco udziwniona, kwadratowa, ale jednak całkiem wygodna.
Producent obiecuje, że nowa formuła podkładu została wzbogacona o (poniekąd cytuję tutaj) trzy nowe hybrydowe pigmenty - które mają sprawiać, że podkład będzie lepiej dopasowywał się do tonacji skóry, dodatkowo posiada olejki eteryczne - dla lepszej, bardziej komfortowej aplikacji, a także dodano glicerynę, witaminę E i B5 - które mają nawilżyć i wygładzać skórę.
Odcieni jest 9 - od bardzo jasnego, idealnego dla większości bladolicych, aż po całkiem ciemne, w sam raz dla opalonych Polek, z czego większość ma neutralną tonację, część ciepłą, a jeden z nich chłodną. Kolorystycznie jest więc dobrze - widzę, że podkłady dość dobrze trafiają w karnacje Polek. Rzecz jasna jak to często bywa, niektóre z nas będą musiały sięgać po dwa odcienie i mieszać je ze sobą, żeby uzyskać odpowiednią jasność/ciemność? podkładu.
Dla mnie normalnie najbardziej odpowiedni okazał się być odcień 1N Ivory, zbliżony jasnością do Pierre Rene Skin Balance 20 Champagne, kiedy jednak złapałam odrobinę słońca podczas szalonych letnich upałów, odcień ten mieszam z drugim w kolejce (w stosunku 1:1) 2N Vanilla. Jeśli chodzi o tonację - tutaj nie sposób dobrać dla mnie ideału, bo mam bardzo nietypowy odcień skóry (widać to rzecz jasna bardziej na żywo, na zdjęciach gucio zobaczycie ;D), niemniej jednak nie jest źle.
1N Ivory to jasny krem z nutami ciepłej żółci. Idealny dla bladolicych. Ma w sobie nieco więcej tego żółtawego ciepła niż porównywalny do niego odcień - podkład Pierre Rene Skin Balance.
2N Vanilla to zaś już sporo ciemniejsza sztuka, jednak typowy odcień dla jasnych cer. Ma w sobie już więcej ciepłych tonów, żółtawych i mam wrażenie, że nawet pomarańczowawych (przynajmniej na mojej bladej skórze tak się odznacza). Niemniej jednak po roztarciu na twarzy wygląda bardzo dobrze i wcale żadna pomarańcza z niego nie wybija.
1N Ivory i 2N Vanilla
Od lewej:
My Secret Beauty Elixir 1, MIYO Beauty Skin 2, Pierre Rene Skin Balance 20 Champagne, L'Oreal True Match 1N Ivory, L'Oreal True Match 2N Vanilla
Od lewej:
L'Oreal True Match 2N Vanilla, L'Oreal True Match 1N Ivory, Astor Skin Match Protect Ivory, Revlon Colorstay Buff (do cery tłustej), Pierre Rene Skin Balance 10 Champagne, Pierre Rene Skin Balance 21 Porcelain
Konsystencja podkładu jest dość rzadka, nie jakoś mocno, ale i tak trzeba uważać, żeby podczas aplikacji nie spłynął nam z ręki czy palety. Rozprowadza się wręcz nieziemsko - jest bardzo jedwabisty w dotyku, skórę pozostawia idealnie pokrytą kolorem, bez smug czy plam. Pięknie ujednolica koloryt, a dodatkowo całkiem nieźle kryje - krycie można ocenić na średnie, odrobinę można je też budować, choć na większe niedoskonałości konieczny będzie korektor. Daje piękne, półmatowe, lekko satynowe, ale jednocześnie pudrowe wykończenie. I to naprawdę - wcale się nie wyklucza! Mnie się bardzo ten efekt podoba - skóra wygląda na zdrową i promienną. Podkład niby trochę zastyga, ja jednak każdy kremowy kosmetyk utrwalam czymś suchym - tutaj spisywał mi się najlepiej puder sypki z MIYO i KOBO, całkiem nieźle puder z Karaja i niestety niekoniecznie cudownie puder utrwalający z Catrice.
Mieszanka odcieni Ivory i Vanilla prezentuje się u mnie tak:
- po lewej przed nałożeniem podkładów, po prawej po nałożeniu tylko podkładów:
- po lewej po nałożeniu odpowiedni korektorów na niedoskonałości, po prawej całość rozblendowana i przypudrowana
Jeśli chodzi o trwałość - wszystko to zależy od temperatur panujących na dworzu oraz od stanu mojej cery. Latem, gdy dokuczały nam niemiłosierne upały, a moja cera przetłuszczała się mocniej i szybciej - podkład niekoniecznie wytrzymywał cały dzień na miejscu, ze strefy T potrafił nieco zejść, delikatnie się ważył, a podczas zbierania sebum potrafił odbijać się na chusteczce czy bibułce. Niemniej jednak gdy nastała jesień, a moja skóra przestała tak silnie reagować, lepiej, stała się nieco bardziej sucha, pojawiły się u mnie nawet suche skórki, podkład już trzyma się bardzo dobrze! Ma jednak tendencję do lekkiego podkreślania przesuszonych miejsc, potrafi też odrobinę wchodzić w zmarszczki, choć nie jest to tak mocno widoczne jak w przypadku Skin Balance z Pierre Rene. Nie zauważyłam, by podkład wpływał jakoś mocno na przetłuszczanie czy wysuszanie skóry, raczej dla mojej cery jej obojętny. Jest o tyle neutralny, że nie spowodował u mnie wysypu pryszczy czy zaskórników, a niestety moja skóra ma do tego skłonność.
Dla mnie jest to bardzo fajny podkład, szczególnie zachwyca mnie jaśniutki odcień, wykończenie oraz niezłe krycie i trwałość. Cena również jest znośna - dość wysoka detaliczna 60 zł, ale często na tę markę bywają w drogeriach promocje, na szczęście można więc kupić go dużo taniej! :) Podkład ma oczywiście standardowe 30 ml pojemności.
Musze przyznać, że nie spodziewałam się tego, że ten podkład polubi się z moją cerą, niemniej jednak jest fajnie, bardzo przyzwoicie i z przyjemnością go używam.
A Wy używałyście już nowej wersji True Matcha? Jak Wam się podoba, jak się u Was spisuje?