piątek, 13 marca 2015

Cienie Sensique - nowe formuły bestsellerów!

Witam,

od niedawna w Drogeriach Natura możecie dostać nowe formuły najpopularniejszych cieni Sensique z serii Velvet Touch. Z częścią z nich miałam wcześniej przyjemność (o matowych, kolorowych możecie poczytać TUTAJ), kilka pozostało dla mnie nowością, więc nie wszystkie jestem w stanie porównać, ale postaram się napisać o nich, jak zawsze, jak najwięcej i najdokładniej, żeby ułatwić Wam decyzję zakupową ;)

Zaczynamy!

W gromadce "debeściaków" znalazły się przede wszystkim odcienie jasne i neutralne, sporo beży, kremów, jest i brąz, jasny róż, śliwkowy fiolet, koral a także, o dziwo, pomarańcz! Ulepszona gromadka prezentuje się następująco:




Cień nr 101 - to piękna satynowa biel o dość dobrej, ale nie szalonej pigmentacji, co z kolei działa tylko i wyłącznie na jej plus. Świetnie wygląda w wewnętrznych kącikach! Ma bardzo kremową konsystencję, nie osypuje się i dobrze nakłada.



Cień nr 102 - to prześliczny szampański krem o satynowym wykończeniu i równie przyjemnej kremowej konsystencji co poprzednik, pigmentacja też jest bardzo dobra (bez szału, ale bardzo dobra), a cień przyjemnie nakłada się na powiekę. W zależności od karnacji może być stosowany do rozświetlania, albo po prostu na całą powiekę w makijażu dziennym. Polecam ogromnie, szczególnie że takich odcieni używa się często i w dużej ilości ;)



Cień nr 106 - to już nieco ciemniejsza sztuka, choć równie subtelna - śliczny lekko taupe, lekko fioletowawy beż o satynowym wykończeniu będzie cudownie wyglądał w makijażu dziennym. Nie ma szalonej pigmentacji, ale właśnie do codziennych makijaży będzie idealny.



Cień nr 117 - to kolejny cień z serii must have, prześliczny jasny matowy krem z delikatnymi, bardzo drobnymi, rozświetlającymi drobinkami, których praktycznie nie widać, a jednak sprawiają, że mat nie jest taki płaski. Pigmentacja jest szalona, a cień wbrew pozorom nie jest bardzo suchy, a delikatnie kremowy, dobrze się nakłada - i oczywiście można nim rozcierać inne cienie, rozświetlać makijaż oka, albo nakładać na całą powiekę (genialny towarzysz do czarnej kreski!). Poprzednią wersję miałam również - ta jest bardziej napigmentowana.



Cień nr 122 - również na pewno ten odcień znajdzie grono fanek, jest to bowiem kolejna subtelna sztuka idealna do tworzenia makijażu dziennego. Śliczna jasna, złotawa brzoskwinia w nieco bardziej błyszczącej niż poprzednicy, ale nadal pozostajemy w subtelnym połysku ;) Pigmentacja dobra, świetnie się nakłada, wszystko cacy.



Cień nr 130 - to dość ciemny, złoty brąz w satynie, który również pewnie znajdzie wiele wielbicielek, ja jednak nie należę do fanek takich odcieni. Niemniej jednak docenić muszę bardzo dobrą pigmentację tego cienia, łatwość w nakładaniu, rozcieraniu i ogólną jego prezencję.



Cień nr 132 - to jasna, satynowa wersja srebra o fajnej pigmentacji, kremowej konsystencji i ogólnie dobrej prezencji. Dla fanek srebra piękny rozświetlający cień jest jak znalazł!



Cień nr 149 - to jasnokremowy (cielisty w przypadku bladych cer) mat o świetnej pigmentacji idealny do rozświetlania czy rozcierania (w przypadku bladych cer). Miałam poprzednią wersję tego cienia i muszę przyznać, że nowa jest lepsza - mniej pyląca, mniej krusząca się, nie osypuje się i dobrze się z nią pracuje. Kolejny cień, który na pewno przyda się w kosmetyczce. W porównaniu do cienia nr 117 jest nieco ciemniejszy od niego i bardziej brzoskwiniowo-cielisty.



Cień nr 150 - to cień, na który w poprzedniej wersji narzekałam, bo był twardy i zupełnie nie dało się z nim pracować. Teraz jednak dzięki temu że zyskał nową formułę, zmienił się o 180 stopni i cóż, jest rewelacyjny! To piękny koral (czy też łososiowy odcień), jak dla mnie idealny kolor, taki którego szukałam swego czasu długo (i nie znalazłam go wtedy), o bardzo dobrej pigmentacji, w macie. Jest idealny, świetnie będzie się spisywał w wiosennych i letnich makijażach! Ja ostatnio uwielbiam nutkę takich odcieni dodawać ponad załamaniem powieki, dla uatrakcyjnienia makijażu oka.
Odcień jest nieco żywszy i cieplejszy niż na zdj.



Cień nr 154 - jasny, majtkowy róż, czy też baby pink o bardzo fajnej pigmentacji, w macie. Ja za takimi odcieniami u siebie nie przepadam, ale dla fanek - będzie jak znalazł ;)



Cień nr 155 - to mój osobisty zawód. Poprzednią wersję cienia uwielbiam, była świetnie napigmentowana, w macie, ta wersja zaś... jest kiepska - nie kryje tak ładnie, trudno uzyskać na powiece kolor taki jak w opakowaniu, na skórze wygląda bowiem różowawo i jakoś nieatrakcyjnie, a drobinki, cała ta satynowość, która miała dodawać mu uroku, cóż, pozbawiła go tego. Nie, nie, nie, nie lubię! A miał być z tego piękny, śliwkowy fiolet...



Cień nr 156 - to bardzo żywy, jaskrawy, wręcz neonowy pomarańcz (taak, dużo żywszy niż na zdjęciach, niestety aparaty nie lubią neonów) w macie, o świetnej pigmentacji. Jeśli brakuje Wam takiego odcienia - możecie śmiało sięgnąć po niego.


Skleroza nie boli! Zapomniałam dorzucić zdjęcia ze swatchami na ręku ;) Oto one:


Przykładowe makijaże, chłodniejsza wersja:


I kolejny mejkap, cieplejszy ;)


 A Wam jak się podobają te odrestaurowane cienie? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...