Witajcie,
wiecie, że kocham szminki do ust, a za różowymi to już w ogóle przepadam. W końcu w nich czuję się najlepiej i pasują one jak żadne inne do mojej bladej urody. Będziecie więc pełni zaskoczenia jak zobaczycie, co dla Was dziś przygotowałacośm! ;)
Z pomadkami marki Melkior Professional już się poniekąd znam - nie dość, że miałam możliwość "na żywo" zobaczyć ich całą piękną feerię barw (w salonie Kobiety i Kolory!), to jeszcze dwie z nich posiadam. O ślicznym, dziennym, kremowym różu Orchid pisałam TUTAJ, a o błyszczykowej wersji różu z drobinkami Bisou - TUTAJ. Pozostało mi więc jedno jedyne wykończenie do przetestowania - matowe.
Wybrałam więc odcień bliski memu sercu - mocny róż, który jednak na stronie internetowej jawi się jako fiolet. Fioletem nie jest - pamiętajcie, że kolory mazideł do ust w próbnikach na stronie odbiegają dość znacznie od rzeczywistej barwy - warto poszukać w Internecie swatchy, bo inaczej można się ładnie naciąć.
wiecie, że kocham szminki do ust, a za różowymi to już w ogóle przepadam. W końcu w nich czuję się najlepiej i pasują one jak żadne inne do mojej bladej urody. Będziecie więc pełni zaskoczenia jak zobaczycie, co dla Was dziś przygotowałacośm! ;)
Z pomadkami marki Melkior Professional już się poniekąd znam - nie dość, że miałam możliwość "na żywo" zobaczyć ich całą piękną feerię barw (w salonie Kobiety i Kolory!), to jeszcze dwie z nich posiadam. O ślicznym, dziennym, kremowym różu Orchid pisałam TUTAJ, a o błyszczykowej wersji różu z drobinkami Bisou - TUTAJ. Pozostało mi więc jedno jedyne wykończenie do przetestowania - matowe.
Wybrałam więc odcień bliski memu sercu - mocny róż, który jednak na stronie internetowej jawi się jako fiolet. Fioletem nie jest - pamiętajcie, że kolory mazideł do ust w próbnikach na stronie odbiegają dość znacznie od rzeczywistej barwy - warto poszukać w Internecie swatchy, bo inaczej można się ładnie naciąć.
Wracając jednak do meritum, mój wybór padł na pomadkę o nonszalanckiej nazwie Coquette. Jest to ciemniejszy, mocny i dość żywy róż w całkiem neutralnej tonacji - nie widzę w niej w każdym razie silnie przeważających nut chłodnych czy ciepłych. To coś pomiędzy fuksją a maliną. Barwa jest więc wyjątkowo kusząca, a do tego uniwersalna - nie dość, że będzie pasowała do wielu typów urody, to jeszcze pięknie wpisuje się w każdą porę roku. Równie chętnie więc nosiłam ją zimą, jak i będę sięgać wiosną.
Wykończenie według producenta jest matowe, znaczy to jednak tyle, że szminka ma kremową, bezdrobinkową bazę, która po dłuższej chwili, bądź odciśnięciu nadmiaru o chusteczkę, staje się niemal matowa (dla mnie to taki półmat). Pomadka świetnie się rozprowadza na skórze, nie jest w żadnym razie tępa czy toporna w swojej konsystencji. Już jedno pociągnięcie daje nam moc koloru, pigmentacja jest więc bardzo dobra, krycie także.
W poprzednich egzemplarzach w nos uderzał mocny, różany aromat. Mam wrażenie, że Coquette wyszła z późniejszej linii produkcyjnej niż tamte, a producent wziął sobie do serca uwagi konsumentek, bo zapach choć ten sam, ma już mniejszą siłę rażenia. Co więcej, te eleganckie, czarne, matowe opakowania zostały lekko obciążone, co daje wrażenie, że mamy do czynienia z produktem nieco bardziej luksusowym.
Na trwałość nie narzekam - pomadka pod tym względem jest po prostu dobra. Oczywiście podczas jedzenia zejdzie z ust i będą potrzebne poprawki, tak samo odbijać się będzie na szklance czy policzku ukochanego, ale na naszych ustach również pozostanie :) Co dla wielu z Was jest ważne, mazidło to nie wysusza ust - szminka nawet po wielu godzinach noszenia prezentuje się przyzwoicie.
Zarówno ta piękna Coquette jak i inne pomadki możecie zakupić w sklepie internetowym marki bądź w Warszawie stacjonarnie w salonie Kobiety i Kolory przy ul. Grzybowskiej 3, za cenę 38,50 zł. Pamiętajcie, że marka przygotowuje często mnóstwo ciekawych promocji, na które po prostu warto się skusić.
Jak Wam się podoba ten odcień? Czy jakiś inny kolor spośród oferowanych wpadł Wam w oko? :)