Witajcie,
postanowiłam, że zrobię mały przegląd produktów marek własnych KONTIGO. Jako że tych kosmetyków mam dość pokaźną gromadkę, podzieliłam je na trzy części: do oczu, do twarzy, do ust i paznokci. Nie będą to pełne recenzje z ogromem zdjęć, ale właśnie krótkie notki z moimi opiniami i cóż... trochę zdjęć również :)
Mam nadzieję, że post się Wam spodoba i przybliży Wam trochę asortyment marek Mystic Warsaw, MOIA i MOOV.
Dziś nieco więcej o...
Mystic Warsaw
My heart lies in the eye of the city
czyli produktach do oczu - od maskar, przez kredki i cienie, aż po rozświetlacze. Zapraszam do lektury!
Blueminate BLUE mascara
Efekt mistycznych rzęs. Wydłużone, naturalne i precyzyjnie rozdzielone. Intensywny kolor i elastyczna formuła.
To chyba mój pierwszy niebieski tusz do rzęs w życiu, a od razu trafił mi się taki w cudownym chabrowym odcieniu. Na moich ciemnych rzęsach oczywiście nie wygląda już tak neonowo, niemniej jednak jest na szczęście dość dobrze widoczny. Delikatnie pogrubia rzęsy oraz wydłuża je. Niestety włoski nieco się po tej maskarze plączą, robią się delikatne pającze nóżki. Niemniej jednak jej trwałość jest bardzo dobra, nie osypuje się w ciągu dnia, za co jestem wdzięczna, bo nie ma chyba nic gorszego niż sine plamy na policzkach.
Genialnym pomysłem na jaki wpadli twórcy marki jest to, że osobno zakupujemy tusz - osobno szczoteczkę. Dzięki temu możemy wybrać taką spiralkę, jaką lubimy - obywa się więc bez potrzeby skreślania od razu całej maskary. Ja tu mam klasyczną szczoteczkę z włosiem (nr 2), którą dobrze się pracuje, choć chyba do kolorowego tuszu wolałabym jednak silikonową ;)
Automatyczna kredka do oczu Lavender
Lubię automatyczne kreski, są w końcu szalenie wygodne. Niemniej jednak aby uniknąć łamliwości, często nie są one tak miękkie i kremowe jakby się tego chciało - i tak też jest i w tym przypadku. Lavender jest dość twarda i żeby wydobyć mocniejszy kolor trzeba się nieco napracować. Odcień jest śliczny - to jaśniejszy, chłodnawy fiolet, taka właśnie lawenda. Kredka ma jednak w sobie liczne, srebrne drobinki, które niestety potrafią nieco migrować po skórze. Sam kolor trzyma się całkiem nieźle, ale to nie do końca moja bajka ;)
Highlighter - rozświetlacz Prosecco
Rozświetlacze w kredce robią ostatnio wielką furorę w świecie kosmetyków kolorowych. Również ta młodziutka marka postawiła na taką perełkę w swoim asortymencie. Prosecco to prześliczny jasnołososiowy, subtelnie świetlisty odcień. Szalenie przypomina mi rozświetlacz My Secret I love my style w odcieniu Natural. Świetnie nadaje się do rozświetlania oka - w wewnętrznych kącikach, pod brwią czy na środku powieki. Można oczywiście go też stosować na szczytach kości policzkowych, na łuku kupidyna czy gdziekolwiek chcemy, najlepiej jednak rzecz jasna w takiej roli sprawdzi się na skórze suchej i normalnej.
Eye Crayon - cień lub baza do powiek Absynth
Absynth to piękny odcień oliwki z nutą starego złota o cudownie gładkim, metalicznym wykończeniu. Cień jest świetnie napigmentowany, ma też dość śliską, lekko woskową, kremową oczywiście konsystencję. Dobrze się rozprowadza na skórze, nawet całkiem nieźle rozciera (najlepiej opuszkiem palca lub pędzlem z syntetycznym włosiem). Kredka pięknie podbija nałożone na nią cienie, wydobywa ich głębię i całkiem nieźle "trzyma". Choć rzecz jasna w przypadku tłustych, opadających powiek, trzeba uważać i jak najlepiej zagruntować i utrwalić ten kremowy cień.
Cienie do powiek
Blue night
To tak naprawdę nie niebieski cień (jak bardzo chce tego aparat), a głęboki, ciemny, chłodny fioletowy. Ma matowe wykończenie oraz masę malusich różowych drobinek, które niestety słabo widać na skórze. Pigmentacja wprost powala - jest nieziemska! Cień ma trochę suchą konsystencję, potrafi się osypywać podczas nakładania i rozcierania (trzeba na to uważać) i wymaga specjalnej uwagi. Rozciera się bardzo ładnie, choć nieco blednie i szarzeje podczas tego procesu - niemniej jednak potrafi niestety robić prześwity, trudno je potem odbudować. Myślę że najlepiej nakładać go na odpowiednią, "czepliwą" bazę.
Mysterious dusk
To ciekawy, oliwkowy brąz, który ma nieco satynowe wykończenie i zupełnie inną formułę niż Blue night. Jest bardziej zbity, delikatnie kremowy i nie osypuje się tak mocno podczas malowania. Zdecydowanie wolę jego konsystencję, pomimo faktu, że nie jest aż tak oszałamiająco napigmentowany, ale mimo wszystko bardzo dobrze ;)
Cienie mają dość wygodne opakowania wykonane z solidnego plastiku. Choć ja, jak wiecie, uwielbiam cienie z opakowań wyciągać i trzymać je w paletach magnetycznych - z tymi zrobię zapewne to samo.
Znacie kosmetyki tej marki? Coś Wam wpadło w oko? :)
postanowiłam, że zrobię mały przegląd produktów marek własnych KONTIGO. Jako że tych kosmetyków mam dość pokaźną gromadkę, podzieliłam je na trzy części: do oczu, do twarzy, do ust i paznokci. Nie będą to pełne recenzje z ogromem zdjęć, ale właśnie krótkie notki z moimi opiniami i cóż... trochę zdjęć również :)
Mam nadzieję, że post się Wam spodoba i przybliży Wam trochę asortyment marek Mystic Warsaw, MOIA i MOOV.
Dziś nieco więcej o...
Mystic Warsaw
My heart lies in the eye of the city
czyli produktach do oczu - od maskar, przez kredki i cienie, aż po rozświetlacze. Zapraszam do lektury!
Blueminate BLUE mascara
Efekt mistycznych rzęs. Wydłużone, naturalne i precyzyjnie rozdzielone. Intensywny kolor i elastyczna formuła.
To chyba mój pierwszy niebieski tusz do rzęs w życiu, a od razu trafił mi się taki w cudownym chabrowym odcieniu. Na moich ciemnych rzęsach oczywiście nie wygląda już tak neonowo, niemniej jednak jest na szczęście dość dobrze widoczny. Delikatnie pogrubia rzęsy oraz wydłuża je. Niestety włoski nieco się po tej maskarze plączą, robią się delikatne pającze nóżki. Niemniej jednak jej trwałość jest bardzo dobra, nie osypuje się w ciągu dnia, za co jestem wdzięczna, bo nie ma chyba nic gorszego niż sine plamy na policzkach.
Genialnym pomysłem na jaki wpadli twórcy marki jest to, że osobno zakupujemy tusz - osobno szczoteczkę. Dzięki temu możemy wybrać taką spiralkę, jaką lubimy - obywa się więc bez potrzeby skreślania od razu całej maskary. Ja tu mam klasyczną szczoteczkę z włosiem (nr 2), którą dobrze się pracuje, choć chyba do kolorowego tuszu wolałabym jednak silikonową ;)
Automatyczna kredka do oczu Lavender
Lubię automatyczne kreski, są w końcu szalenie wygodne. Niemniej jednak aby uniknąć łamliwości, często nie są one tak miękkie i kremowe jakby się tego chciało - i tak też jest i w tym przypadku. Lavender jest dość twarda i żeby wydobyć mocniejszy kolor trzeba się nieco napracować. Odcień jest śliczny - to jaśniejszy, chłodnawy fiolet, taka właśnie lawenda. Kredka ma jednak w sobie liczne, srebrne drobinki, które niestety potrafią nieco migrować po skórze. Sam kolor trzyma się całkiem nieźle, ale to nie do końca moja bajka ;)
Highlighter - rozświetlacz Prosecco
Rozświetlacze w kredce robią ostatnio wielką furorę w świecie kosmetyków kolorowych. Również ta młodziutka marka postawiła na taką perełkę w swoim asortymencie. Prosecco to prześliczny jasnołososiowy, subtelnie świetlisty odcień. Szalenie przypomina mi rozświetlacz My Secret I love my style w odcieniu Natural. Świetnie nadaje się do rozświetlania oka - w wewnętrznych kącikach, pod brwią czy na środku powieki. Można oczywiście go też stosować na szczytach kości policzkowych, na łuku kupidyna czy gdziekolwiek chcemy, najlepiej jednak rzecz jasna w takiej roli sprawdzi się na skórze suchej i normalnej.
Eye Crayon - cień lub baza do powiek Absynth
Absynth to piękny odcień oliwki z nutą starego złota o cudownie gładkim, metalicznym wykończeniu. Cień jest świetnie napigmentowany, ma też dość śliską, lekko woskową, kremową oczywiście konsystencję. Dobrze się rozprowadza na skórze, nawet całkiem nieźle rozciera (najlepiej opuszkiem palca lub pędzlem z syntetycznym włosiem). Kredka pięknie podbija nałożone na nią cienie, wydobywa ich głębię i całkiem nieźle "trzyma". Choć rzecz jasna w przypadku tłustych, opadających powiek, trzeba uważać i jak najlepiej zagruntować i utrwalić ten kremowy cień.
Cienie do powiek
Blue night
To tak naprawdę nie niebieski cień (jak bardzo chce tego aparat), a głęboki, ciemny, chłodny fioletowy. Ma matowe wykończenie oraz masę malusich różowych drobinek, które niestety słabo widać na skórze. Pigmentacja wprost powala - jest nieziemska! Cień ma trochę suchą konsystencję, potrafi się osypywać podczas nakładania i rozcierania (trzeba na to uważać) i wymaga specjalnej uwagi. Rozciera się bardzo ładnie, choć nieco blednie i szarzeje podczas tego procesu - niemniej jednak potrafi niestety robić prześwity, trudno je potem odbudować. Myślę że najlepiej nakładać go na odpowiednią, "czepliwą" bazę.
Mysterious dusk
To ciekawy, oliwkowy brąz, który ma nieco satynowe wykończenie i zupełnie inną formułę niż Blue night. Jest bardziej zbity, delikatnie kremowy i nie osypuje się tak mocno podczas malowania. Zdecydowanie wolę jego konsystencję, pomimo faktu, że nie jest aż tak oszałamiająco napigmentowany, ale mimo wszystko bardzo dobrze ;)
Cienie mają dość wygodne opakowania wykonane z solidnego plastiku. Choć ja, jak wiecie, uwielbiam cienie z opakowań wyciągać i trzymać je w paletach magnetycznych - z tymi zrobię zapewne to samo.