Witajcie,
dziś o produkcie, który mocno zwracał Waszą uwagę w makijażach, które pokazywałam na blogu, mam nadzieję, że zaspokoję Waszą ciekawość o nim :))
dziś o produkcie, który mocno zwracał Waszą uwagę w makijażach, które pokazywałam na blogu, mam nadzieję, że zaspokoję Waszą ciekawość o nim :))
Z matowymi pomadkami do ust miewam trudne relacje. Szczególnie jeśli chodzi o te zastygające na prawdziwy mat, czy to aksamitny czy bardziej "woskowy". A główny problem mam z nimi taki - że z łatwością i jakąś podejrzaną szybkością zbierają mi się od wewnętrznej strony ust w małe, nieestetyczne ciapki, a nawet kolor potrafi zejść całkowicie. Dlatego też z pewną rezerwą podchodzę do płynnych matowych pomadek i z wielką dawką nadziei sięgnęłam po nowość marki PUPA - I'm Matt Lip Fluid.
Wybierać możemy spośród sześciu odcieni (są to głównie mocne róże i czerwienie), mój to numerek 071 o kuszącej nazwie Pink Martini. Jest to bardzo intensywny, głęboki kolor soczystego, delikatnie koralowego, malinowego różu. Oczywiście barwa to obłędna, zwracająca uwagę i na pewno skierowana do odważnych kobiet ;) Osobiście uwielbiam sięgać po tę pomadkę, kiedy właśnie mam lepszy dzień i nie przeszkadzają mi liczne spojrzenia.
Wykończenie ma prześliczne - jest to taki aksamitny, niesamowicie atrakcyjny mat. Co jednak ważne - pomadka po nałożeniu dość długo zastyga, przez co jest mobilna, łatwo więc wtedy o smugi, aby więc ich uniknąć ja ją po prostu "rozrabiam" wargami - nie zawsze udaje mi się to zrobić idealnie, przez co, czasem bliżej wewnętrznej strony ust pomadka wygląda nieco gorzej, jest jakby postrzępiona. Niestety nawet po zastygnięciu, odbija się choćby na szklance, niemniej jednak wcale szybko nie schodzi, przynajmniej nie całkowicie, bo taka większa odrobina pigmentu wżera się w skórę. Trwałość jak dla mnie jest bardzo fajna, nie boję się w niej wyjść z domu na dłuższą chwilę, nie stresuję się jej stanem ciągle zerkając w lusterko. Ale uwaga - potrafi osiadać na zębach, warto więc pozbyć się jej nadmiaru, szczególnie jeśli chodzi o krawędzie wewnętrzne ust. Mam też wrażenie, że jeśli chodzi o efekt - pomadka wygląda mniej korzystnie z bliska, na makro zdjęciach, widać wtedy drobne niedoskonałości, niemniej w normalnych warunkach, prezentuje się obłędnie.
Bardzo podoba mi się też jej wygląd zewnętrzny - bardzo ładne, lustrzane opakowanie z subtelnym i uroczym designem - ach te usta, dzięki którym możemy podejrzeć barwę pomadki. Cały czas jednak na produktach PUPA brakuje mi bardzo nazw odcieni - jest jedynie numer. Aplikator okazał się być bardzo wygodnym, jest gąbeczkowy i dość wąski, dzięki czemu nietrudno idealnie obrysować usta.
Ogólnie rzecz biorąc szminka zaskoczyła mnie, myślałam że będzie się wałkowała, schodziła całkowicie tworząc na moich ustach jedną wielką masakrę. Okazała się jednak całkiem trwała, a przy tym wygląda pięknie i jest niesamowicie przyjemna w noszeniu, bo ani nie wysusza jakoś mocno ust, nie ściąga ich, nie pachnie też intensywnie alkoholem. Trzeba też jej przyznać, że naprawdę fajnie prezentuje się na zdjęciach ;)
Cena regularna pomadki to 67,90 zł i można kupić ją choćby w drogeriach Douglas.
A jakie są Wasze ulubione matowe pomadki w płynie? :)
Wybierać możemy spośród sześciu odcieni (są to głównie mocne róże i czerwienie), mój to numerek 071 o kuszącej nazwie Pink Martini. Jest to bardzo intensywny, głęboki kolor soczystego, delikatnie koralowego, malinowego różu. Oczywiście barwa to obłędna, zwracająca uwagę i na pewno skierowana do odważnych kobiet ;) Osobiście uwielbiam sięgać po tę pomadkę, kiedy właśnie mam lepszy dzień i nie przeszkadzają mi liczne spojrzenia.
Wykończenie ma prześliczne - jest to taki aksamitny, niesamowicie atrakcyjny mat. Co jednak ważne - pomadka po nałożeniu dość długo zastyga, przez co jest mobilna, łatwo więc wtedy o smugi, aby więc ich uniknąć ja ją po prostu "rozrabiam" wargami - nie zawsze udaje mi się to zrobić idealnie, przez co, czasem bliżej wewnętrznej strony ust pomadka wygląda nieco gorzej, jest jakby postrzępiona. Niestety nawet po zastygnięciu, odbija się choćby na szklance, niemniej jednak wcale szybko nie schodzi, przynajmniej nie całkowicie, bo taka większa odrobina pigmentu wżera się w skórę. Trwałość jak dla mnie jest bardzo fajna, nie boję się w niej wyjść z domu na dłuższą chwilę, nie stresuję się jej stanem ciągle zerkając w lusterko. Ale uwaga - potrafi osiadać na zębach, warto więc pozbyć się jej nadmiaru, szczególnie jeśli chodzi o krawędzie wewnętrzne ust. Mam też wrażenie, że jeśli chodzi o efekt - pomadka wygląda mniej korzystnie z bliska, na makro zdjęciach, widać wtedy drobne niedoskonałości, niemniej w normalnych warunkach, prezentuje się obłędnie.
Bardzo podoba mi się też jej wygląd zewnętrzny - bardzo ładne, lustrzane opakowanie z subtelnym i uroczym designem - ach te usta, dzięki którym możemy podejrzeć barwę pomadki. Cały czas jednak na produktach PUPA brakuje mi bardzo nazw odcieni - jest jedynie numer. Aplikator okazał się być bardzo wygodnym, jest gąbeczkowy i dość wąski, dzięki czemu nietrudno idealnie obrysować usta.
Ogólnie rzecz biorąc szminka zaskoczyła mnie, myślałam że będzie się wałkowała, schodziła całkowicie tworząc na moich ustach jedną wielką masakrę. Okazała się jednak całkiem trwała, a przy tym wygląda pięknie i jest niesamowicie przyjemna w noszeniu, bo ani nie wysusza jakoś mocno ust, nie ściąga ich, nie pachnie też intensywnie alkoholem. Trzeba też jej przyznać, że naprawdę fajnie prezentuje się na zdjęciach ;)
Cena regularna pomadki to 67,90 zł i można kupić ją choćby w drogeriach Douglas.
A jakie są Wasze ulubione matowe pomadki w płynie? :)