Witajcie,
przerwa od makijaży! Tak, tak, sporo ich ostatnio było, ale w sumie to blog głównie makijażowy, prawda? :) Jako chwilę wytchnienia przed kolejnymi wariactwami (mam dla Was przygotowany mejkap w szarościach z odrobiną koloru - tak Lenti, tworzony z myślą o Tobie!, będzie też na pewno w końcu projektowy, mam nadzieję, że uda mi się go jutro zmalować), recenzję dezodorantów Garnier Mineral Invisi w kulce. Zużyłam ich całe dwa - wersję niebieską Cool, o bardzo świeżym, pięknym zapachu oraz wersję różową Calm - słodszą, kobiecą, uwodzicielską. I o nich dzisiaj słów kilka.
Pojemność: standardowa dla takich produktów 50 ml
Dostępność: Bardzo dobra, drogerie mniejsze i większe, supermarkety etc.
Cena: ok. 10 zł, często bywają w promocjach.
Skład niebieskiego (Cool):
Aqua, Aluminum Chlorohydrate, Cetearyl Alcohol,Ceteareth-33, Parfum, Perlite, Phenoxyethanol, Dimethicone, Benzyl Alcohol, Methylisothiazolinone, Hexyl Cinnamal.
Skład różowego (Calm):
Aqua, Aluminum Chlorohydrate, Cetearyl Alcohol,Ceteareth-33, Parfum, Perlite, Phenoxyethanol, Allantoin, Dimethicone, Linalool, Benzyl Alcohol, Alpha-Isomethyl Ionone, Bisabolol, Citronellol, Methylisothiazolinone.
Cóż, uwielbiam dezodoranty z roll-onem, pałam do nich miłością dużo większą niż do spayów a na pewno większą niż do mydełek. Uwielbiałam używać tych od Nivea - moi ulubieńcy z jaśminem i przeciwko białym i żółtym śladom (wszystkie wersje), te sprawdzały się u mnie najlepiej. Ale w końcu przestały. Postanowiłam więc spróbować z inną marką, padło więc na chwalone dezodoranty z Garnier. Zużyłam jeden - z efektów nie byłam do końca zadowolona, kupiłam więc drugi i...
Już wyjaśniam ;) Dezodoranty te nie chronią przed potem, co więcej nawet nie neutralizują jego zapachu. Maksymalne 4 godziny podczas "normalnego" dnia (choć niebieskiemu dałabym góra jedną dwie nawet więcej) ochrony to dla mnie zdecydowanie za mało. Nie mam problemu z nadmierną (mega nadmierną) potliwością (już nie), ale widocznie "normalnej" potliwości też nie posiadam - wygląda więc na to, że bez blokerów się nie obędzie, bo cóż, dezodoranty (nie, żadne z nich antyperspiranty) robią faktycznie coraz gorsze i one po prostu nie działają. W bloker już się zaopatrzyłam, powoli zaczynam go stosować (pisałam o nim w ostatnich nowościach), i póki co zrażona tym wszystkim nie sięgnę ponownie ani po kulki Garniera ani po jakiekolwiek inne dezodoranty (foch, nie to nie).
Gdzie leży ich problem? Myślę, że są zbyt delikatne. Jasne, jeden ma zapewniać długotrwałą świeżość (co robi na parę godzin raptem), drugi łagodzić skórę po depilacji (co właściwie mu się udaje), ale oba chronić przed potem, przed białymi śladami na ciemnych ubraniach, ale też zapewniać 48 godzinną ochronę! Ha, poszaleli z tymi godzinami ;D
Co więcej, mają też jednak kilka zalet - kulka
jest idealnej wielkości (wiem, to już czepialstwo, ale niektóre są po
prostu za małe i niewygodne), naprawdę ładnie pachną, są bardzo
delikatne dla skóry, co więcej - pielęgnują ją, można je stosować bez
obaw po goleniu, ba, i faktycznie nie brudzą ubrań (na biało nie, na
żółto niestety im się zdarza - co potwierdza słabe działanie ;/). Zalety te jednak nie wystarczą. Przynajmniej nie mnie. Żeby
tak jeszcze chwilę pomarudzić - mogłyby mieć lepsze zamknięcie,
szczelniejsze. Resztki produktu pozostałe na kulce wysychają i przy
kolejnej aplikacji kruszą się.
Podsumowując - dla mnie te produkty są mocno przeciętne i przydadzą się jedynie do złagodzenia skóry po depilacji, ale w sumie to samo możemy zrobić balsamem... Robię więc wielkiego focha na wszelkie dezodoranty i przerzucam się spowrotem na blokery, co by uniknąć nieprzyjemnych "paszkowych" sytuacji :)
A Wy, znacie lubicie, czy na Was też takie "cuda" nie działają?