Witajcie,
o tym, że uwielbiam pomadki do ust, wspominałam niejednokrotnie, a że bardzo lubię nawilżającą serię Vision z Golden Rose - również bąknęłam parę razy przy jakiejś okazji. I cóż, ulubienice wciąż mnie nawołują, najgłośniej ostatnio o uwagę dopominała się niesamowicie intensywna sztuka, jeden z nowych odcieni - elektryzująco różowa 133. Jak się pewnie domyślacie - przygarnęłam ją do domu, tak trudno było jej się oprzeć!
o tym, że uwielbiam pomadki do ust, wspominałam niejednokrotnie, a że bardzo lubię nawilżającą serię Vision z Golden Rose - również bąknęłam parę razy przy jakiejś okazji. I cóż, ulubienice wciąż mnie nawołują, najgłośniej ostatnio o uwagę dopominała się niesamowicie intensywna sztuka, jeden z nowych odcieni - elektryzująco różowa 133. Jak się pewnie domyślacie - przygarnęłam ją do domu, tak trudno było jej się oprzeć!
Szalony, elektryzujący, intensywny - to najlepsze określenia tego odcienia różu. Nie jest on zbyt jasny ani zbyt ciemny, jest to też jednocześnie jeden z tych róży, które pasują do każdego typu urody. To na pewno taki kolor, który po prostu musi zwracać uwagę, skierowany jest więc głównie do kobiet odważnych ;)
Pomadka ma kremowe, lekko lśniące ale bezdrobinkowe wykończenie, wbrew temu co pokazują swatche, na których szminki wyglądają na nieco mniej napigmentowane, pomadka świetnie kryje i daje naprawdę mocny kolor na wargach. Co więcej, ten kolor tak mocno wżera się w skórę, że nawet jak po wielu godzinach "wierzchnia" warstwa szminki zejdzie z ust - pigment pozostaje i nadaj wszystko wygląda bardzo estetycznie. 133 schodzi równomiernie, a na dodatek nie straszne jej picie czy nawet jedzenie - zostaje na swoim miejscu i nie rozmazuje się, nie schodzi nieestetycznie nawet po wewnętrznej stronie ust.
Opakowania choć proste i plastikowe, są jednocześnie lekkie i funkcjonalne, bo posiadają okienko przez które widać odcień naszej pomadki. Plastik wbrew pozorom nie pęka, a napisy się nie ścierają, szminka noszona w torebce czy w kosmetyczce dalej wygląda całkiem nieźle.
W tych pomadkach uwielbiam fakt, że nie wysuszają one ust (nawet odrobinę je nawilżają i pielęgnują), a także nie podkreślają żadnych niedoskonałości. Wyglądają świetnie na ustach i dobrze się noszą, do tego ich niska cena (10,90 zł), dobra dostępność, szeroki wybór odcieni oraz rzecz jasna wspomniana już genialna trwałość, sprawiają, że są warte grzechu!
W porównaniu z pomadką nr 112, która na pierwszy rzut oka może się wydawać podobna, 133 jest nieco jaśniejsza i dużo bardziej intensywna.
Z pozostałymi odcieniami, które posiadam, prezentuje się następująco.
Od lewej: 103, 112, 125, 127, 133
O pozostałych moich pięknych pomadkach Vision poczytacie pod poniższymi linkami:
Pora na efekt na ustach i w makijażu! Bardzo trudno było mi oddać ten odcień na zdjęciach, jego szaloną intensywność aparat niestety zjada (smacznego!). Dlatego proszę miejcie to na uwadze przez zakupem, że na zdjęciach, czy u Was na monitorze, dany odcień może wyglądać nieco inaczej niż w rzeczywistości.
Zdjęcia oczywiście również w świetle dziennym oraz przy lampie pierścieniowej.
I piękna 133 przy okazji makijaży, które pojawią się niedługo na blogu.
Jestem rzecz jasna zakochana w tej pomadce, i moja chęć na pozostałe szalenie wzrosła - na oku mam kilka odcieni, które jako następne zapewne trafią do tej małej kolekcji. ;)
A Wam jak się podoba ta pomadka? :)