Witajcie,
pamiętacie mojego Puchatka? Ale to zabrzmiało ;> Chodzi mi o moją paletę magnetyczną własnej roboty z opakowania po kredkach z Puchatkiem.
Cóż, tak mi się to spodobało, że pewnego wieczoru... rozczłonkowałam swoje ukochane Sleeki ;)
Pobojowisko jakie po nich zostało, wyglądało tak:
Ale na szczęście udało mi się powyciągać je wszystkie bezstratnie, niemal nieinwazyjnie, więc jakby co, spokojnie mogę wrócić do palet! :D Swojej metody, czyli wyciągania cieni pilniczkiem poruszając je tak, by w końcu się odkleiły... cóż, nie polecam, łatwo można cienie popsuć ;P Radzę więc używać tych metod z podgrzewaniem :)
Cóż, powyciągałam, po czym... no cóż, musiałam zrobić kolejne palety magnetyczne!
Tym razem pomógł mi brat, więc palety wyglądają o wiele lepiej :D
I znów Puchatek rządzi!
A oto moje maleństwa:
Ach, narobiłam tyle fotek, bo nadal zachwycam się tym, że wszystkie Sleeki mam w jednym miejscu ;) Cóż za wygoda ;D
Niestety Sleeki siedzą w jakichś blaszkach, którym niestety daleko do metalowych, więc musiałam je dodatkowo podkleić magnesami, oczywiście jeszcze je podpisałam, żebym wiedziała który cień jest którym :))
PS. W paletach zmieściło się 8 moich palet, posiadam: Good Girl, Acid, Glory, Au Naturel. Storm, Bad Girl, PPQ Me, Myself & Eye, Curacao.
:D:D:D
Prawda, że wyglądają razem niesamowicie? :>