Witam,
pamiętacie jak Wam opowiadałam o swojej odrodzonej miłości do czerwieni? To właśnie dzięki tym ciemnym, głębokim jej odcieniom. W jasnych pomadkach nie czułam się dobrze, ale gdy pierwszy raz sięgnęłam po prawdziwe, mocne bordo - przepadłam!
Jedną z moich ulubionych czerwonych pomadek, po które z chęcią sięgałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy, jest przepiękna Golden Rose Matte Lipstick Crayon o numerze 02. Jest to czerwień wyjątkowa, ciemnowiśniowa, o pięknym głębokim nasyceniu koloru i kremowym wykończeniu. Oczywiście ta seria pomadek delikatnie zastyga na półmat.
Nie dość, że mają mniejszą średnicę od zwykłej pomadki, dzięki czemu łatwiej się nimi obrysowuje usta, to jeszcze konsystencja jak na matową szminkę jest bardzo przyjemna! Dla lepszego efektu warto nałożyć dwie cienkie lub jedną grubszą warstwę mazidła, bo może odrobinę nierówno się rozkładać. Niemniej jednak, jest warta grzechu - po zastygnięciu pięknie trzyma się warg i nie strasznie jej picie (jedzenie zwykle wygrywa, szczególnie to tłuste), choć odrobina pigmentu i tak na ustach pozostaje ;)
Nie mam zamiaru się z tą pomadką rozstawać! A Wam jak się podoba ten odcień? :)
Jedną z moich ulubionych czerwonych pomadek, po które z chęcią sięgałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy, jest przepiękna Golden Rose Matte Lipstick Crayon o numerze 02. Jest to czerwień wyjątkowa, ciemnowiśniowa, o pięknym głębokim nasyceniu koloru i kremowym wykończeniu. Oczywiście ta seria pomadek delikatnie zastyga na półmat.
Nie dość, że mają mniejszą średnicę od zwykłej pomadki, dzięki czemu łatwiej się nimi obrysowuje usta, to jeszcze konsystencja jak na matową szminkę jest bardzo przyjemna! Dla lepszego efektu warto nałożyć dwie cienkie lub jedną grubszą warstwę mazidła, bo może odrobinę nierówno się rozkładać. Niemniej jednak, jest warta grzechu - po zastygnięciu pięknie trzyma się warg i nie strasznie jej picie (jedzenie zwykle wygrywa, szczególnie to tłuste), choć odrobina pigmentu i tak na ustach pozostaje ;)