Witajcie,
z kolorami w makijażu jest tak, że gryzą, straszą i nie da się spać po nocach. Należy więc ich definitywnie unikać, a jak już zdarzy się tak, że się pojawią - koniecznie uciekać co sił w nogach! Są w końcu bardzo groźne i niebezpieczne! Masło maślane i w ogóle bajki i brednie - wiem. Przecież nie taki diabeł straszny jak go... wymalują? ;)
Jak go więc wymalują, okazuje się, że
nuta koloru wcale nie jest taka zła. Że nawet pasuje, podkreśla to i owo, ożywia a nade wszystko (tutaj pełne zaskoczenie) ładnie wygląda! Tu następuje zdziwienie, niedowierzanie, po czym bardzo efektowne i poniekąd efektywne, bo w końcu dało jakiś skutek - olśnienie. A jednak - koloru nie trzeba się bać.
Można od razu skoczyć na głęboką wodę i zaszaleć powiedzmy w
TEN sposób, ale umówmy się - jest to sposób skierowany tylko do szaleńców. Można również, pokazując tym samym swoją nieskazitelną odwagę, spróbować czegoś
TAKIEGO.
Ale najbezpieczniejszym i najsensowniejszym wyborem będzie jednak poniższy przykład.
Makijaż dla niektórych mocny, dla innych na upartego dzienny, który oczywiście można swobodnie przemieniać, zamieniać, wymieniać, stonować, przyczernić - pobawić się na całego. Nie to jest najważniejsze. Nawet nie użyte fioletowe cienie, które wyszły zupełnie jak brązy. Nawet nie piękne, brzoskwiniowe wykończenie dymka czy też czarna zalotna kreska. Najważniejszy tutaj jest
detal. Szczegół tak mały, że nie powinien być na pierwszy rzut oka zauważalny, a jednak w tym przypadku na tym jednym punkcie koncentruje się cały urok makijażu. I jest to mały niebieski akcent w postaci niebieskiej linii wodnej, przedłużonej pod kreską nieco bardziej morskawą niebieskością. Niby nic, a efekt nie tylko zadowala ale i zachwyca i zyskuje na uniwersalności. I tak, tak, wszelkie strachliwe osóbki na punkcie koloru również powinien zadowolić! Oczywiście, powtarzam ile mogę,
KOLOR zależy tylko od Was ;)