Witajcie,
tego kremu używam sporadycznie i oszczędnie odkąd otrzymałam go podczas spotkania blogerek w czerwcu, tak, ja maniaczka kremów do rąk. A to czemuż? Już mówię ;)
Nie przeszkadza mi proste i oszczędne opakowanie, nie przeszkadza mi już jego dość wysoka cena, bo ok. 18 złotych za raptem 70 ml zawartości i trudna dostępność - krem do rąk z masłem Shea The Secret Soap Store z Passiflorą uwiódł mnie, bezwględnie uwiódł.
Przede wszystkim - pachnie obłędnie! Kiedy tylko usmaruję nim dłonie, to wdycham ten zapach namiętnie, że aż przesadnie. A mam ku temu sporo sposobności, bo utrzymuje się całkiem długo. Krem jest mocno zbity, przez co i, mimo wszystko, bardzo wydajny, dobrze się rozprowadza na dłoniach, nie pozostawia po sobie tłustej czy lepkiej warstwy. Nawilża przyzwoicie, choć w przypadku mocno przesuszonej skóry obawiam się, że nie wystarczająco. Jednak do codziennej pielęgnacji normalnej skóry dłoni, z lekkimi przesuszeniami i podrażnieniami, ten krem sprawdza się dobrze. Ja obecnie nie walczę już (na całe szczęście!) z przesuszonymi skorupami na dłoniach, więc kiedy go używam (zwykle maniakalnie po każdym myciu rąk) wszystko jest w porządku ;) Skórę ładnie wygładza i pielęgnuje, nieźle zabezpiecza przed podrażnieniami (smarujemy rączki również przed wykonywaniem prac domowych, przed wyjściem, szczególnie mroźną porą itd. - pamiętajcie o tym!), wszystko gra! :)