Witajcie,
już tak mam. Są pewne rzeczy, przed którymi się usilnie wzbraniam, zapieram rękami i nogami, aby tylko ich nie spróbować, ale jeśli już jakoś się do tego zmuszę - przepadam i staję się tego ogromną fanką. Wierzcie lub nie, ale tak było kiedyś z makijażem, z przepyszną sałatką warzywną, a teraz stało się tak z lakierami hybrydowymi.
Nie. Po prostu "nie". Ja i hybrydy? A po co mi to, na co mi to? Gdzie dla mnie zabawy z lakierami, kiedy mam dwie lewe ręce do malowania paznokci. I jeszcze mam inwestować w jakieś dziwne lampy, kosmiczne bazy, topy i całą masę gadżetów? Czy to się w ogóle opłaca? Jakaż ja byłam nieuświadomiona! ;)))
Ogółem, nim pierwszy raz zastosowałam u siebie hybrydy, bałam się, że w ogóle nie będą się trzymać, a ja niepotrzebnie wyrzucę mnóstwo pieniędzy w błoto. Obawiałam się także tego, że nie będę potrafiła ich "obsłużyć", a także, trzeba o tym mówić, uczuleń. Na szczęście, wbrew moim lękom, okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go Gray w wyobraźni maluje ;)
Dobrze się złożyło, że otrzymałam w prezencie zestaw startowy SEMILAC. Od razu mówię dociekliwym, że to nie była współpraca z marką :) W zestawie tym, wartym 219 zł znajduje się wszystko, czego potrzeba do stworzenia manicuru hybrydowego, mianowicie:
- lampa ledowa 6W,
- witaminowa baza do hybryd,
- top do hybryd,
- cleaner czy też odtłuszczacz, czyli nic innego jak rozcieńczony alkohol izopropylowy,
- aceton,
- waciki bezpyłowe,
- specjalne folie z umieszczonymi wacikami do zdejmowania hybryd,
- polerka do zmatowienia paznokcia,
- dwa pilniczki o różnej ziarnistości do skracania i nadawania kształtu paznokciom,
- striper, czyli kostka do gry na gitarze... ;))) Okej, striper wspomagający "zdrapywanie" lakieru,
- kolorowy lakier, w tym przypadku niezwykle urokliwy My Love.
I to wszystko, a czasem nawet wiele innych, potrzebne jest do jednego, jedynego manicuru. Jednak, nim przejdę do sedna, już Wam mówię, że... warto!
Ogólnie rzecz biorąc, jak zapewne wiecie, lakiery hybrydowe utrwala się w lampie UV. Tak samo jak przy okazji używania zwykłych lakierów, potrzebna jest także baza oraz top. Jednak tutaj, bazę nakładamy na idealnie zmatowioną (za pomocą polerki) płytkę paznokcia oraz odtłuszczoną - inaczej po prostu nasza hybryda nie będzie trwała. Warto też wcześniej zadbać o skórki!
I tak samo jak w przypadku zwykłych lakierów, kroki są takie same - najpierw nakładamy bazę, następnie kolor, a na końcu top. Jednak tutaj za każdym razem, gdy pokrywamy paznokieć kolejną warstwą któregoś produktu, musimy utrwalić go w lampie. Lampa LED Semilaca ma dwie opcje długości naświetlania - 45 sekund oraz 60, z czego zwykle ta pierwsza opcja w zupełności wystarcza. Po nałożeniu ostatniej warstwy, czyli topu ponownie odtłuszczamy paznokcie i voila! Teraz już możemy robić dosłownie wszystko - prać, zmywać naczynia, kłaść kostkę brukową..., a naszym paznokciom nic się nie stanie!
Warto też pamiętać o kilku rzeczach - mniej znaczy lepiej. Z początku największy problem miałam z grubością nakładanych warstw lakierów, oczywiście przesadzałam z ich ilością, co skutkowało rozlewaniem się lakieru na skórki i to w taki sposób, że zupełnie deformowałam sobie kształt paznokci. Gdy pozalewamy skórki, a nasze paznokcie będą sobie rosły i rosły... cóż, manicure niestety nie będzie wyglądał zbyt estetycznie, może też się zapowietrzać i odpadać!
Problem do tej pory mam także ze ściąganiem hybryd, moja niecierpliwość sprawia, że trzymam aceton za krótko, przez co w efekcie, ściągam resztki lakieru siłą, co oczywiście skutkuje uszkodzeniem płytki. Jednak pracuję nad tym, aby jak najłagodniej usuwać lakier i zadbać o paznokcie. Kupiłam sobie także fajne przyrządy i gadżety ułatwiające ich usuwanie (striper się u mnie nie spisuje, jest zbyt cienki, niewygodny, a do tego brudzi paznokieć) - kiedyś może o nich naskrobię.
Co jednak pozytywnie zaskoczyło mnie w hybrydach na tyle, że jestem w stanie pokonać swoje słabości i sukcesywnie zaopatruje się w kolejne kolory lakierów? Oczywiście trwałość - to jak świetnie, jak idealnie wygląda lakier tuż po pomalowaniu, po kilku dniach, po tygodniu, nawet po dwóch - lub dłużej! To jaki ten manicure jest gładziutki i idealny. I oczywiście super odporny na uszkodzenia - robię w tych hybrydach różne cuda i NIC się z nimi nie dzieje. Co więcej, uwielbiam to, że tuż po pomalowaniu i utwardzeniu, mogę spokojnie, bez obaw o odgniotki czy inne dzikie wzorki, wziąć prysznic czy pójść od razu spać ;)
Niby zalet z pozoru niewiele, ale o dużej sile rażenia. Wystarczająco, by zakochać się w hybrydach na dobre :)
Przy okazji chcę Wam też pokazać swój pierwszy w życiu manicure wykonany lakierami hybrydowymi. Użyłam tu lakierów SEMILAC - Deep Red (ciemnej neutralnej czerwieni) oraz My Love (żywej czerwieni, nieco ciepławej, z pięknym, delikatnym shimmerem).
A jakie jest Wasze zdanie na temat hybryd? Kochacie czy nie przepadacie za nimi? :)
Nie. Po prostu "nie". Ja i hybrydy? A po co mi to, na co mi to? Gdzie dla mnie zabawy z lakierami, kiedy mam dwie lewe ręce do malowania paznokci. I jeszcze mam inwestować w jakieś dziwne lampy, kosmiczne bazy, topy i całą masę gadżetów? Czy to się w ogóle opłaca? Jakaż ja byłam nieuświadomiona! ;)))
Ogółem, nim pierwszy raz zastosowałam u siebie hybrydy, bałam się, że w ogóle nie będą się trzymać, a ja niepotrzebnie wyrzucę mnóstwo pieniędzy w błoto. Obawiałam się także tego, że nie będę potrafiła ich "obsłużyć", a także, trzeba o tym mówić, uczuleń. Na szczęście, wbrew moim lękom, okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go Gray w wyobraźni maluje ;)
Dobrze się złożyło, że otrzymałam w prezencie zestaw startowy SEMILAC. Od razu mówię dociekliwym, że to nie była współpraca z marką :) W zestawie tym, wartym 219 zł znajduje się wszystko, czego potrzeba do stworzenia manicuru hybrydowego, mianowicie:
- lampa ledowa 6W,
- witaminowa baza do hybryd,
- top do hybryd,
- cleaner czy też odtłuszczacz, czyli nic innego jak rozcieńczony alkohol izopropylowy,
- aceton,
- waciki bezpyłowe,
- specjalne folie z umieszczonymi wacikami do zdejmowania hybryd,
- polerka do zmatowienia paznokcia,
- dwa pilniczki o różnej ziarnistości do skracania i nadawania kształtu paznokciom,
- striper, czyli kostka do gry na gitarze... ;))) Okej, striper wspomagający "zdrapywanie" lakieru,
- kolorowy lakier, w tym przypadku niezwykle urokliwy My Love.
I to wszystko, a czasem nawet wiele innych, potrzebne jest do jednego, jedynego manicuru. Jednak, nim przejdę do sedna, już Wam mówię, że... warto!
Ogólnie rzecz biorąc, jak zapewne wiecie, lakiery hybrydowe utrwala się w lampie UV. Tak samo jak przy okazji używania zwykłych lakierów, potrzebna jest także baza oraz top. Jednak tutaj, bazę nakładamy na idealnie zmatowioną (za pomocą polerki) płytkę paznokcia oraz odtłuszczoną - inaczej po prostu nasza hybryda nie będzie trwała. Warto też wcześniej zadbać o skórki!
I tak samo jak w przypadku zwykłych lakierów, kroki są takie same - najpierw nakładamy bazę, następnie kolor, a na końcu top. Jednak tutaj za każdym razem, gdy pokrywamy paznokieć kolejną warstwą któregoś produktu, musimy utrwalić go w lampie. Lampa LED Semilaca ma dwie opcje długości naświetlania - 45 sekund oraz 60, z czego zwykle ta pierwsza opcja w zupełności wystarcza. Po nałożeniu ostatniej warstwy, czyli topu ponownie odtłuszczamy paznokcie i voila! Teraz już możemy robić dosłownie wszystko - prać, zmywać naczynia, kłaść kostkę brukową..., a naszym paznokciom nic się nie stanie!
Warto też pamiętać o kilku rzeczach - mniej znaczy lepiej. Z początku największy problem miałam z grubością nakładanych warstw lakierów, oczywiście przesadzałam z ich ilością, co skutkowało rozlewaniem się lakieru na skórki i to w taki sposób, że zupełnie deformowałam sobie kształt paznokci. Gdy pozalewamy skórki, a nasze paznokcie będą sobie rosły i rosły... cóż, manicure niestety nie będzie wyglądał zbyt estetycznie, może też się zapowietrzać i odpadać!
Problem do tej pory mam także ze ściąganiem hybryd, moja niecierpliwość sprawia, że trzymam aceton za krótko, przez co w efekcie, ściągam resztki lakieru siłą, co oczywiście skutkuje uszkodzeniem płytki. Jednak pracuję nad tym, aby jak najłagodniej usuwać lakier i zadbać o paznokcie. Kupiłam sobie także fajne przyrządy i gadżety ułatwiające ich usuwanie (striper się u mnie nie spisuje, jest zbyt cienki, niewygodny, a do tego brudzi paznokieć) - kiedyś może o nich naskrobię.
Co jednak pozytywnie zaskoczyło mnie w hybrydach na tyle, że jestem w stanie pokonać swoje słabości i sukcesywnie zaopatruje się w kolejne kolory lakierów? Oczywiście trwałość - to jak świetnie, jak idealnie wygląda lakier tuż po pomalowaniu, po kilku dniach, po tygodniu, nawet po dwóch - lub dłużej! To jaki ten manicure jest gładziutki i idealny. I oczywiście super odporny na uszkodzenia - robię w tych hybrydach różne cuda i NIC się z nimi nie dzieje. Co więcej, uwielbiam to, że tuż po pomalowaniu i utwardzeniu, mogę spokojnie, bez obaw o odgniotki czy inne dzikie wzorki, wziąć prysznic czy pójść od razu spać ;)
Niby zalet z pozoru niewiele, ale o dużej sile rażenia. Wystarczająco, by zakochać się w hybrydach na dobre :)
Przy okazji chcę Wam też pokazać swój pierwszy w życiu manicure wykonany lakierami hybrydowymi. Użyłam tu lakierów SEMILAC - Deep Red (ciemnej neutralnej czerwieni) oraz My Love (żywej czerwieni, nieco ciepławej, z pięknym, delikatnym shimmerem).
Ciąg dalszy nastąpi!
A jakie jest Wasze zdanie na temat hybryd? Kochacie czy nie przepadacie za nimi? :)