Rzęsy, rzęsiska, rzęsiory. Nawet te naturalnie piękne wymagają odpowiedniego podkreślenia. W końcu zalotne spojrzenie nigdy, przenigdy nie wychodzi z mody! :) Zawsze miałam długie rzęsy. Od zawsze też wszyscy myśleli, że je maluję, przedłużam i w ogóle cuduję (wyobraźcie sobie "zmywanie" takich wyimaginowanych rzęs w szkole - gimnazjum to serio była trauma). Rzecz w tym, że nie robiłam nic. Maskar zaczęłam używać dopiero na drugim lub trzecim roku studiów, powiększając efekt do "czy ty masz sztuczne rzęsy? jaki to model?". Jednak moim rzęsom brakowało upragnionej objętości i podkręcenia. O ile to drugie mogę rzecz jasna uzyskać za pomocą zalotki (choć niestety uparciuchy wcale się długo z kręćkiem nie trzymają), o tyle o objętość już postarać się musi maskara. Ale nie tylko fajnego pogrubienia (lżejszego lub mocniejszego - w zależności od humoru/makijażu/zachcianki/widzimisię) oczekuję od tuszu do rzęs - także ładnego rozdzielenia (szczególnie "do zdjęć", choć jestem w stanie to przełknąć, jeśli tusz zaspokoi mnie w każdym z innych obszarów i sięgać po grzebyk), trwałość (czytaj - braku: roztapiania się, rozpływania, odpłynięcia, odbijania, brudzenia wszelkiego rodzaju, kruszenia, sypania, spadania w ilości każdej) oraz wygodnego "używania". Czy otrzymałam to wraz z nową wersją maskary Maybelline Lash Sensational Luscious? Zapraszam do lektury pierwszych wrażeń oraz do obejrzenia księżniczkowego makijażu inspirowanego prezentem od teamu Maybelline #zjawiskowaksiezniczka!
Jako, że szalenie do gustu przypadła mi inna wersja tej maskary - mianowicie cudowna i po prostu świetna Maybelline Lash Sensational Intense Black, nie ukrywam, że z wielkimi oczekiwaniami podeszłam do testów nowości, która miała efektownie pogrubiać rzęsy, mocną, intensywną czernią oraz dodatkowo je wzmacniać. Za wzmacnianie odpowiadają bowiem zawarte w tuszu olejki - arganowy, z dzikiej róży oraz krokosza, które mają także sprawić, że rzęsy będą miękkie, zyskają na gęstości i blasku. Producent zapewnia, że obędzie się bez sklejania i grudek, a każda rzęsa będzie ładnie pogrubiona, czy też "otulona" tuszem.
Pewną nowością jest także wyjątkowa szczoteczka. Kształt jest już raczej znany, to silikonowe, stożkowe cudo, które przede wszystkim ma nabierać dużo tuszu i równie dużo pozostawiać go na rzęsach, a także dotrzeć do nawet najkrótszych, najmarniejszych rzęsek. Novum stanowi specjalny zbiorniczek umieszczony po środku szczoteczki, dzięki któremu nie musimy maczać raz po raz szczoteczki w tuszu, żeby szybko i efektownie "przyczernić" nasze rzęsy.
I faktycznie - rzęsy za pomocą tej maskary podkreśla się błyskawicznie. Wystarczy kilka pociągnięć i voila! Za pierwszym razem, gdy jej użyłam byłam w niezłym szoku. To już? To wszystko? I takie grube rzęsiska? WOW. Po prostu wow, miłe zaskoczenie. Muszę też zaznaczyć, że oczywiście maskara jest świeża, więc tuż po otwarciu jest wyjątkowo mokra, nieco bardziej rzadka niż być powinna i w ogóle jakaś taka bardziej psotna. A psoci... tak, sklejając nieco rzęsy. Nie to że jakoś specjalnie, może przez nadmiar niechcący? Tak czy owak dzieje się to i zdarza. Za każdym razem muszę pamiętać, że jest taka a nie inna, i pozbywać się przed nałożeniem na rzęsy nadmiaru tuszu ze szczoteczki. A w międzyczasie tusz sobie naturalnie podsycha, żeby stać się swoim własnym ideałem. Mam nadzieję, że właśnie ten ideał stanie się bardziej przyjazny w użyciu. Oczywiście, nie obyło się bez lekkiego wydłużenia i delikatnego uniesienia. Ale to ta głębia koloru i co za tym idzie moc - przykuwa uwagę. Ja jednak, uwielbiam do zdjęć (i zwykle też na co dzień) lżejszy efekt, bardziej estetyczny - czyli mniej tuszu, mocniej rozdzielone, ale nadal widoczne rzęsy. O tak właśnie jak na zdjęciach poniżej:
Jeśli chodzi o trwałość tej maskary, tutaj mam nie lada zagwozdkę. Mam wrażenie, że przez to, że jeszcze nie zgęstniała również i w tej sferze jest lekko upierdliwa. Są dni, kiedy trzyma się moich rzęs bardzo dobrze do demakijażu, są jednak też takie, kiedy zdarza się jej popłynąć. A może to "wina" zawartości tych działających cuda olejków? Na szczęście nie kruszy się jakoś namiętnie, czego wprost nie znoszę w tuszach do rzęs. Mam nadzieję, że z czasem, jak tylko dojdzie do siebie, ten wątpliwy bonus odejdzie w niepamięć.
Muszę też koniecznie dodać jedno - uwielbiam wygląd maskar z tej serii. To piękne czarne opakowanie przeplatane najpiękniejszym kolorem na świecie, zgaszonym różem z nutką beżu, jest cudowne. Lubię. Bardzo lubię.
Tyle jeśli chodzi o pierwsze wrażenia, mam nadzieję, że z czasem będą tylko lepsze! Dajcie też koniecznie znać w komentarzach czy znacie tę nowość i jak się u Was spisuje.
Skoro obiecałam - pokazuję, księżniczkowy makijaż :)
Zaczynamy standardowo od zbliżenia na oko...
I przechodzimy do zbliżenia na całość i olśniewających przez wzgląd na mój nowy, piękny diadem zdjęć ;)
Użyłam:
oczy: maskara Maybelline Lash Sensational Luscious, cień My Secret Radiant Orchid, cienie Makeup Geek - In the Spotlight, Roulette, Cupcake, Bitten, Country Girl, Flame Thrower, jasnoróżowy cień NYX, My Secret paletka do brwi, kredka Revlon Charcoal, pigment KOBO Misty Rose, baza pod cienie Artdeco, szary liner Lovely, ciemnoszary liner NYX Extreme Smokey Gray, jasnoróżowy liner NYX, NYX Vivid Blossom, żel do brwi Bell,
twarz: paletka rozświetlaczy NYX Strobe of Genius, My Secret Face Matt Powder, Makeup Factory róż - Sheer Rose, My Secret Face Strobing, płynny kamuflaż Catrice, paletka korektorów NYX, podkład Catrice All Matt Light Beige, wypiekany brązer My Secret,
usta: NYX Soft Matte - Paris.
A K T U A L I Z A C J A
(po miesiącu)
Niestety stwierdzam, że ta maskara nie jest dla mnie. Mam do niej zdecydowanie za długie rzęsy, które przez jej mokrą konsystencję, sklejają się niemiłosiernie, przez co zmuszona jestem dodatkowo je rozczesywać. Zdecydowanie lepiej sprawdzi się na krótkich, a nawet rzadki rzęsach, które odpowiednio wyeksponuje.
Co więcej, czy to upał czy zwykłe 20 stopni, tusz niestety potrafi mi się rozpłynąć i odbić, czy to na powiece górnej czy dolnej. Nie jestem pewna, czy to kwestia tego, że jeszcze jest bardzo świeży, czy on po prostu (zapewne wpływ olejków) tak ma. Będę to jeszcze testować, ale już w warunkach domowych.
Znacie tę maskarę? Jak się u Was spisuje? A może macie godne polecenia inne tusze tej marki? :)