piątek, 25 listopada 2016

Golden Rose matowe pomadki w płynie na jesień i zimę

Jesień i zima to bardzo przyjazne kolorom pory roku. Jeśli w jakiś sposób uzależniacie kolory swojej garderoby czy makijażu od aury panującej za oknem, to mam dla Was propozycję czterech wyjątkowych odcieni matowych pomadek w płynie Golden Rose, które szczególnie teraz swobodnie możecie nosić na ustach! Zapraszam na post :)

Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick to świetnej jakości płynne pomadki, które na ustach zastygają na ładny mat bez krzty połysku. Choć niektóre z nich mają w sobie mikroskopijne drobinki, widoczne jedynie w opakowaniu w mocnym świetle - ja na ustach ich nie widzę. Tak więc są to właśnie takie kremowe maty. Zauważyłam, że poszczególne odcienie różnią się nieco konsystencją - jedne są bardziej lejące, inne mają w sobie trochę z musu, ale wszystkie są równie dobrze i mocno napigmentowane. Wystarczy jedno pociągnięcie, żeby uzyskać fajny, intensywny i dobrze kryjący kolor. To duży plus, bo jak wiecie, im mniej zastygającej pomadki na ustach, tym lepiej. Pomadki te raczej nie rozmazują się i nie odbijają, ale nie powiedziałabym że dzieje się tak w 100%. Raczej niestraszne jest im picie, ale oczywiście tłuste jedzenie sprawia, że się rozpuszczają i schodzą od wewnętrznej strony ust. Wtedy wystarczy odtłuścić nieco wargi i wklepać malutką ilość produktu w "zjedzone" miejsca i voila - usta jak nowe! Nie potraktowane czymś tłustym, trzymają się naprawdę dobrze i długo - z trwałości jestem baaardzo zadowolona.


Pomadki, które szczególnie chciałabym Wam polecić będą się nadawały najmocniej dla posiadaczek chłodnego typu urody. Ale oczywiście, kto nie próbuje ten nie ma - nie ma co się ograniczać ;) Moja fantastyczna czwórka to zarówno odcienie spokojne, dzienne, jak i nieco żywsze i wieczorowe. Idealne na jesień, zimę, ale także inne pory roku!


03 - delikatnie zgaszony "różany" róż. Ten odcień jest po prostu obłędny! Bardzo lubię nosić go na co dzień, ale też świetnie wygląda z mocnym mejkapem oczu. Nie jest to na pewno typowy nudziak, ale oczywiście spokojnie można go używać także do pracy czy na uczelnię, bo nie zwraca na siebie jakoś mocno uwagi. Akurat ten kolor ma w sobie maluśkie drobinki, które widać w opakowaniu pod światło - nie zauważyłam jednak, żeby były widoczne na ustach. To najrzadsza pomadka spośród całej tej czwórki, jednak jest tak świetnie napigmentowana, że konsystencja w niczym nie przeszkadza. Lubię, gdy nie trzeba nakładać wielu warstw mazidła, a efekt i tak jest zachwycający. O tym odcieniu powstał już wcześniej osobny post - zapraszam TUTAJ.

10 - to hit ostatnich sezonów, czyli jasny, chłodny szary beż z niewielką nutą fioletu i różu. Odcień unikatowy i naprawdę piękny, przez niektórych (mnie) nazywany uroczo "trupkiem". Choć niestety nie każdy wygląda w nim dobrze. Dla mnie kolor jest świetny, cieszę się, że jest na tyle jasny, że dobrze współgra z moim bladym licem. Podoba mi się na mnie, choć niekoniecznie dobrze wychodzi na zdjęciach ;) Również należy do tych bardziej rzadszych pomadek, jest prawie tak samo rozwodniona jak 03, ale równie świetnie napigmentowana.

02 - ten soczysty, chłodny róż nie bez powodu znalazł się w tym zestawieniu. To właśnie z tym kolorem (poza czerwienią) głównie kojarzy mi się zima! Tak, dla mnie to idealny czas na fuksję na ustach, jest mocna, odważna i pięknie komponuje się z szalikami i śniegiem - serio :) Oczywiście, kolor ten spokojnie możemy nosić o każdej innej porze roku. Jeśli chodzi o formułę tej pomadki, mam wrażenie, że jest niestety nieco gorsza od pozostałych. Szminka wygląda na ustach bardziej sucho, mocniej podkreśla niedoskonałości. Ma bardziej musową konsystencję, ale nadal, jak jej siostry, jest raczej z tych bardzo płynnych.

05 - to moja miłość od pierwszego użycia. Ten odcień jest wprost cudowny! To ciemna sztuka, ale pełna uroku. Przepiękne połączenie borda i śliwki. Dla mnie to jeden z najpiękniejszych odcieni ever! Ta pomadka ma nieco bardziej zbitą konsystencję od pozostałych, u mnie jest bardziej musowa. Oczywiście w dalszym ciągu dobrze się ją nakłada a pigmentacja jest rewelacyjna. Tutaj wyjątkowo doceniam trwałość pomadki, bo właśnie przy tak ciemnych kolorach wszelkie zjadanie się widać najbardziej.

*Nie wiem jak Was, ale mnie zawsze mocno ciekawiły transparentne konturówki do ust. Jeszcze parę lat temu u nas w ogóle tego nie było, więc ciekawość jak najbardziej była spora. Teraz takie cudo pojawiło się w ofercie Golden Rose - nazywa się Lip Barrier i kosztuje jedynie 7,90 zł, więc spokojnie można ją przetestować! Jeśli chodzi o ich "magiczne działanie" w duecie z matowymi pomadkami - to właśnie z tymi bardzo rzadkimi współpracuje fajnie, bo owy niewidzialny obrys powstrzymuje pomadkę przed nadmiernym i po prostu brzydkim rozlaniem właśnie podczas jej nakładania. Fajnie też rzecz jasna sprawdza się, kiedy sięgamy po kremowe mazidła - podczas noszenia jakby powstrzymuje szminkę przed rozmazywaniem i rozpływaniem poza kontur. To świetna alternatywa dla tradycyjnych konturówek, jeśli nie potrzebujemy pomocy przy szczegółowym obrysie, a zależy nam na trwałości - do tego nie musimy kupować tryliarda odcieni! :)


W tej chwili gama odcieni liczy sobie 12 kolorów, ale już niedługo (mam nadzieję) oferta rozszerzy się o kolejnych 5! Brakowało w niej właśnie takich nośnych, dziennych nudziaków i oto będą - myślę, że wszystkie fanki tych produktów cieszą się równie mocno jak ja :) Zapowiedzi widziałam oczywiście na oficjalnym koncie na Instagramie - klik na zdjęcie! 


Jak dla mnie te pomadki są rewelacyjne. Za śmiesznie niską cenę 19,90 zł (za 5,5 ml produktu) otrzymujemy produkt o świetnej jakości - mega pigmentacji, cudownych odcieniach i naprawdę fajnej trwałości. Na pewno fajnie jeśli co jakiś czas marka będzie wypuszczać kolejne odcienie tych szminek, im większy wybór - tym lepiej! Kupicie je choćby w sklepie internetowym marki TUTAJ (lub innych), a także na ich stoiskach.


A Wy lubicie te pomadki? Jak się u Was spisują? Jakie są Wasze ulubione odcienie? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...