Uwielbiam róż. To jeden z moich ulubionych kolorów, ale chyba najulubieńszy jeśli chodzi o paznokcie. Raz sięgam po jego delikatne odcienie, typowe ślubniaki i dzienniaki, czasem mam ochotę na coś mocniejszego - neonowego lub w stylu Barbie, ale chyba najbardziej lubię róże zgaszone, brudne i przydymione. Nie muszę chyba mówić, że takie odcienie prezentują się po prostu świetnie? Jednocześnie pięknie i elegancko. Co więcej, również z nimi można nieco poszaleć jeśli chodzi o zdobienia - bardzo lubią wszelkiego rodzaju błysk ;) Tym razem chciałabym Wam zaprezentować dość subtelny jak na mnie manicure hybrydowy - połączenie pięknego, brudnego, ciemnego i lekko jagodowego różu z drobnym akcentem w postaci mirror effect.
Stand by me to oczywiście jeden z najnowszych odcieni lakierów Victoria Vynn z serii Gel Polish. Osobiście lakiery te uwielbiam, świetnie mi się z nimi pracuje... ale o tym poczytacie w osobnym poście na blogu TUTAJ. Stand by me nr 121 to przepiękny i bardzo unikalny odcień różu. Coś jakby ciemny, brudny, przygaszony róż z nutą jagody, ale mimo to dość ciepły (dla innych może to być po prostu rozbielona jagoda czy też pochodna wrzosu). Ma w sobie też delikatną, perłową poświatę, taki shimmer w odcieniu różowo-złotawym. Kiedyś nie sądziłam, że będę z lubością nosić takie wykończenie lakierów na paznokciach, a teraz mnie ono zachwyca! Zresztą, shimmer jest ledwo widoczny, jedynie gdy się przyjrzymy "coś tam" widać.
Lakier ma świetne krycie, gdyby nie lekkie prześwity przy pierwszej warstwie, nie musiałabym nakładać już drugiej. Obawiałam się, że przez to wykończenie, lakier będzie smużył, a drobinki będą rozkładać się nierównomiernie tworząc dzikie wzory, ale tak się na szczęście nie stało, Jest idealnie :)
Ten nietypowy i ujmujący róż zestawiłam z lustrzanym pyłkiem (również od Victoria Vynn) w odcieniu chłodnego złota. To był właściwie, nie licząc dwóch prób na wzornikach, mój pierwszy raz z pyłkami do paznokci w ogóle - muszę przyznać, że udany, bo efekt jest świetny!
Jak więc widzicie, tym razem obeszło się bez większych szaleństw, ale paznokcie i tak mi się podobają. Mam nadzieję, że Wam również! :)
Stand by me to oczywiście jeden z najnowszych odcieni lakierów Victoria Vynn z serii Gel Polish. Osobiście lakiery te uwielbiam, świetnie mi się z nimi pracuje... ale o tym poczytacie w osobnym poście na blogu TUTAJ. Stand by me nr 121 to przepiękny i bardzo unikalny odcień różu. Coś jakby ciemny, brudny, przygaszony róż z nutą jagody, ale mimo to dość ciepły (dla innych może to być po prostu rozbielona jagoda czy też pochodna wrzosu). Ma w sobie też delikatną, perłową poświatę, taki shimmer w odcieniu różowo-złotawym. Kiedyś nie sądziłam, że będę z lubością nosić takie wykończenie lakierów na paznokciach, a teraz mnie ono zachwyca! Zresztą, shimmer jest ledwo widoczny, jedynie gdy się przyjrzymy "coś tam" widać.
Lakier ma świetne krycie, gdyby nie lekkie prześwity przy pierwszej warstwie, nie musiałabym nakładać już drugiej. Obawiałam się, że przez to wykończenie, lakier będzie smużył, a drobinki będą rozkładać się nierównomiernie tworząc dzikie wzory, ale tak się na szczęście nie stało, Jest idealnie :)
Ten nietypowy i ujmujący róż zestawiłam z lustrzanym pyłkiem (również od Victoria Vynn) w odcieniu chłodnego złota. To był właściwie, nie licząc dwóch prób na wzornikach, mój pierwszy raz z pyłkami do paznokci w ogóle - muszę przyznać, że udany, bo efekt jest świetny!
Jak więc widzicie, tym razem obeszło się bez większych szaleństw, ale paznokcie i tak mi się podobają. Mam nadzieję, że Wam również! :)