czwartek, 17 listopada 2016

Hybrydy i Art Gele Victoria Vynn - nie sposób się nie zakochać!

Wiecie jak bardzo wkręciłam się w manicure hybrydowy, nie dziwią Was zapewne wciąż pojawiające się nowe stylizacje i posty na ten temat. Hybrydy to w końcu nie tylko nie lada wygoda, bo nie trzeba co chwilę malować paznokci, żeby ładnie wyglądały, ale także świetny sposób, żeby się trochę pobawić zdobieniami. Mówcie co chcecie, ale mnie to właśnie przy okazji robienia hybryd zdobi się najłatwiej - a do tego efektem mogę się cieszyć właściwie tak długo, jak chcę! Chciałabym Wam opowiedzieć nieco szerzej, zgodnie z obietnicami, o produktach amerykańskiej marki Victoria Vynn - lakierach z serii Gel Polish, bazie oraz topie do hybryd, a także o fajnych Art Gelach do zdobień, i oczywiście o niezbędnikach w postaci Cleansera (przed i po) i Removera. Zapraszam do lektury!


Victoria Vynn oferuje nam profesjonalne produkty przeznaczone do tworzenia manicuru hybrydowego i nie tylko. Jeśli chodzi o lakiery, możemy wybierać spośród dwóch serii - Salon Gel Polish, które można wykorzystywać w systemie trójstopniowym (hybrydowym) oraz czterostopniowym Soak Off, a także Pure Creamy Hybrid (usuwalna alkoholem, utwardzana w mocnych lampach LED). Ja Wam chciałam opisać swoje doświadczenia z tą pierwszą serią w wersji hybrydowej, trójstopniowej i łatwo usuwalnej.

Jak widzicie, Gel Polish Color liczy sobie mnóstwo pięknych, unikatowych odcieni. W tej chwili na stronie mamy aż 125 kolorów! Możemy wybierać spośród barw kremowych, urozmaiconych delikatnym shimmerem, pereł czy też ozdobnych, brokatowych cacek.


Trójstopniowy system jest niezwykle prosty i właściwie niczym nie różni się od "standardowego" nakładania (i ściągania) hybrydy. Najpierw przygotowujemy płytkę, odtłuszczamy ją, nakładamy bazę, następnie dwukrotnie kolor, oraz na końcu (zwykły) top, który przemywamy cleanserem. I voila! Hybryda jest łatwo usuwalna, przed potraktowaniem jej acetonem/removerem, nie trzeba spiłowywać topu.


Jeśli chodzi o bazę i top właśnie. Muszę przyznać, że bazę bardzo polubiłam. Jest odrobina rzadsza od tej Semilacowej, ale jednocześnie wcale nie spływa na skórki. Da się łatwo nałożyć cienką warstwę produktu na paznokieć. Podoba mi się to, że długość "rączki" z pędzelkiem jest większa, przez co mnie łatwiej jest manewrować pędzelkiem. A pędzelek? Bardzo wygodny, mam wrażenie, że jest trochę cieńszy i jakby zgrabniejszy od tego z Semilaca, nabiera nieco mniej produktu.


Top jak dla mnie jest świetny. Po pierwsze, jego aplikacja jest przyjemnością, nie jest taki oporny jak ten z Semilaca, łatwiej jest mi nałożyć jego cieńszą warstwę na paznokieć, jest jakby bardziej plastyczny. Podczas utrwalania w lampie UV top... świeci się na kolor błękitu - i w tym momencie wiem na pewno, czy zalałam nim skórki czy nie ;) Tuż po jego utwardzeniu warto odczekać chwilę, nim przemyje się go alkoholem, by nie tracił blasku. A połysk właśnie, muszę przyznać, ma bardzo ładny, elegancki, mocny, a co ważniejsze trwały - nie zauważyłam, żeby po tygodniu czy dwóch, jakoś mocno matowiał.


Spośród wielu pięknych odcieni, mnie wpadły w oko szczególnie te cztery, jakże jesienno-zimowe odcienie. Gdy pokazywałam Wam je na swoim Instagramie, Wam również bardzo się spodobały ;) Mamy tutaj piękną śliwkę, cudne bordo, ciekawą ciemną szarość oraz niezwykle ujmujący niebieski z nutą morskości.

Muszę tutaj koniecznie wtrącić kilka słów o buteleczkach. Są takie ładne! Choć przyznam Wam szczerze, że z początku sprawiły mi nie lada problem - bowiem, nie mieściły się do mojego "lakierowego" pudełka, i musiałam znaleźć nieco wyższe na moje lakierowe zabawki ;) Buteleczki są bowiem znacząco wyższe (ok. 2 cm) od buteleczek lakierów innych firm (Semilac, Chiodo, NeoNail itd.). Niemniej jednak bardzo mi się podobają, mają ładny desing, a to co mnie zachwyca najbardziej to niezwykle czytelne i ułatwiające "poszukiwania" oznaczenia - naklejki z numerem i nazwą odcienia, oczywiście w pasującym (wręcz idealnie) kolorze są nie tylko na "czubku" główki lakieru, ale także na całej "rączce". Czy się stoi czy się leży... wiadomo z czym mamy do czynienia. Baza też znacząco różni się od topu, baza jest "ubrana" na czarno, top na biało. Pędzelki w dalszym ciągu są równie zgrabne i wygodne - moja malutka płytka lubi je ;)


Gel Polish 028 Sugar Plum
To pierwszy odcień który skradł moje serce. Bardzo chciałam mieć hybrydową wersję lakier w kolorze śliwki. Właśnie takiej - głębokiej, lekko ciepłej i po prostu obłędnie pięknej. To jedna z tych barw, na którą nie można się napatrzeć. Mój aparat oczywiście miał nieco problemów z uchwyceniem tego lakieru, ale musicie mi chyba uwierzyć na słowo, że na żywo jest jeszcze piękniejszy. Co do krycia, tutaj wystarczyły mi dwie cienkie warstwy - więc jak najbardziej jest to w normie. Lakier ma kremowe, bezdrobinkowe wykończenie. Uwielbiam ten odcień!


Gel Polish 119 Risky Wine
To drugi z lakierów po który sięgnęłam. Jest to bordo, ale nie byle jakie. Choć nie widać tego niestety na zdjęciach, podszyte jest lekko wiśnią, przez co w rzeczywistości wydaje się być nieco chłodniejszy. Barwa na pewno jest szalenie elegancka. Jeśli chodzi o krycie, tutaj już miałam problem, bo lakier sprawia wrażenie... żelowatego (jeśli rozumiecie o co mi chodzi), więc aby wydobyć idealną głębię koloru i uniknąć jakichkolwiek prześwitów, nakładam jego trzy cienkie warstwy. Nie posiada żadnych drobinek ani shimmeru, jest idealnie... żelkowaty ;) Ale warto, spójrzcie sami!


Gel Polish 087 Mystery Room
Lubię tę nazwę! Pasuje do odcienia, który kusi nas tajemnicą, na której końcu kryje się mała niespodzianka. Ten lakier to raczej ciemna szarość z wyraźną nutą chłodnego fioletu. Jednak nie zawsze wygląda tak samo, w zależności od rodzaju światła - szarość jest bardziej chłodna, jasna, czy też głęboka i ciemniejsza. Świetnie kryje! Wystarczyłaby nawet jedna grubsza warstwa, ale oczywiście wolę nałożyć dwie cieniutkie i jest idealnie. Tutaj również oczywiście jest to kremowy lakier. Bardzo fajny i na pewno oryginalny odcień.


Gel Polish 078 Blue Denim
To lakier, z którym nie tworzyłam jeszcze pełnej stylizacji, bo wciąż czekam, na pozostałe gadżety, potrzebne do wykonania zamysłu, który kisi mi się w głowie ;) Ale nie to, że nie kusiło mnie wiele razy po niego sięgnąć. Co jak co, ale, wiecie przecież, jestem fanką niebieskości, szczególnie takich, z mniejszą lub większą nutą morskości. Ta niebieskość potrafi hipnotyzować, jest niezwykle piękna, głęboka. Nuta morskości jest niewielka, ale dla wprawnego oka zauważalna. Nie jest to ani błękit, ani jakoś specjalnie ciemny kolor - raczej coś pośrodku. I tak, powiem to znów, naprawdę trudno idealnie oddać na zdjęciach jego barwę - wybaczcie mi więc. Na pewno jest ładniejszy i nieco ciemniejszy ;) Kryje bardzo fajnie, do szczęścia potrzeba dwóch warstw. Mam nadzieję, że niedługo zaprezentuję go Wam w pełnej krasie. Poniżej pokażę Wam jednak malutką zapowiedź i mini stylizację na wzorniku, gdzie tego kremowego gagatka posypała brokatem i przyozdobiłam śnieżynką.



Nie tylko jestem pod wrażeniem tych odcieni, ale także samej aplikacji lakierów. Pisałam Wam już, że podoba mi się ich pędzelek, bo całkiem wygodnie mi się nim manewruje na moich małych płytkach paznokci. Niemniej jednak na tym nie koniec. Lakiery są dość rzadkie. Ale nie jest to bynajmniej ich minus. Są rzadkie, ale jednocześnie świetnie napigmentowane - nie rozpływają się jak szalone na skórki, a kolor rozprowadza się równomiernie (czego na przykład, dla porównania, nie można powiedzieć o hybrydach Pierre Rene). Dzięki tej formule, mogę nałożyć dużo mniejszą ilość lakierów na płytkę, uzyskać piękny efekt i nie zdeformować niechcący jej kształtu (if you know what I mean).


Jeśli śledzicie moje hybrydowe poczynania, wiecie też na pewno, że namiętnie zaczęłam zabawę w różnego rodzaju zdobienia. Oczywiście, najpierw poszłam na łatwiznę i zaczęłam od gotówców (ach te naklejki!), jednak szybko postanowiłam spróbować czegoś bardziej ambitnego. Efektem tych starań są na przykład moje koślawe wzorki, malowane między innym za pomocą specjalnych żeli do zdobień - Salon Art Gel UV/LED. Żele te utrwala się świetnie nawet w tak słabej lampie jak moja (LED 6W), więc nie bójcie się, że nie są dla Was. Cechują się bardzo zbitą, ale jednocześnie szalenie plastyczną konsystencją, dzięki której żaden wzorek, szczególnie ten wypukły, nie jest straszny. Żele te można dowolnie łączyć zarówno ze sobą, jak i z hybrydami. Jeszcze się w to nie bawiłam, ale dajcie mi chwilę - na pewno pokombinuję ;) Art Gele zamknięte są w malutkich, plastikowych pojemniczkach i zabezpieczone folią. Miałam trochę obaw, bałam się, że opakowania nie będą szczelne - ale nic mi się z tymi żelami złego nie dzieje. Na początku, przyznam szczerze, nie było mi łatwo malować za ich pomocą, wszystko to jednak wynikało z braku moich zdolności i zwyczajnie - wprawy. Tak więc, zaczynałam od czerni i tej nieszczęsnej koronki, następnie przeszłam do różu i kwiatka, z którego jestem do tej pory całkiem zadowolona, i skończyłam jak na razie na bieli, którą zdobienia okazały się dużo łatwiejsze niż malowanie... hybrydą. A czemu? Bo nie rozpływał się tak i był zawsze w tym miejscu, w którym chciałam, by się znalazł. Takie to proste ;)


Smart White
To czysta, śnieżna biel. Idealna do wieeeeeelu rodzajów zdobień. Ja miałam ochotę żel ten zmatowić, w poniższym zdobieniu posypałam go więc proszkiem akrylowym i uzyskałam fajny, sweterkowy efekt. Bardzo dobrze malowało mi się tym żelem. Potrzebowałam grubych i raczej wypukłych wzorów - i takie też, za pomocą Smart Whita i niekoniecznie super cienkiego pędzelka uzyskałam. Do śnieżynek jednak będę musiała sięgnąć po coś bardziej precyzyjnego.


Art Gel 02 Creamy Black
Czerni użyłam w zdobieniach jako pierwszej. I nie powiem, że było to łatwe spotkanie. Przede wszystkim dlatego, że... sięgnęłam po zbyt duży, gruby pędzelek. Czerń jest świetnie napigmentowana, to taka czarna czerń. Na pewno można nią osiągnąć oszałamiająco piękne zdobienia. Będę próbować!


Art Gel 04 Creamy Amaranth
Och i ach - ten odcień! Ale nie, nie jest tak naprawdę tak cukierkowy i neonowy, jak wygląda na zdjęciach. W rzeczywistości Creamy Amaranth to prześliczna fuksja czy też właśnie amarant, jak chce producent. Piękny jest ten odcień, chętnie przygarnęłabym lakier właśnie w takim kolorze. Ten żel również oczywiście jest niezwykle plastyczny i łatwo się nim maluje, nawet takiej niewprawnej dłoni jak moja ;)


Marka oferuje oczywiście jeszcze specjalne preparaty, między innymi dwa rodzaje cleanera - do stosowania przed nakładaniem hybrydy i taki do przemywania topu, a także oczywiście remover. Wszystkie te płyny mają wygodne plastikowe opakowania z pompką.


Nail Prep Start Manicure
Służy, jak wspominałam, do otłuszczenia płytki paznokcia i usunięcia z niej wszelkich zanieczyszczeń, przed nałożeniem bazy. Cóż tu dużo mówić, robi to dobrze i tyle ;)


Salon Cleanser Finish Manicure
Ten gagatek ma zaś za zadanie zakończyć odpowiednio manicure usuwając lepką i tłustą warstwę dyspersyjną. Warto z tą czynnością chwilę poczekać po wyjęciu dłoni spod lampy, żeby niechcący nie zmatowić topu. Cleanser oczywiście skutecznie pozbywa się tej warstewki pozostawiając paznokcie błyszczące.


Manicure Remover
To nie tylko rozcieńczony aceton, w składzie mamy także olejek rycynowy, który ma łagodzić wysuszające działanie acetonu. Dobrze mi się ściąga hybrydę (nie tylko VV) za jego pomocą. I jeśli o ściąganie chodzi, u mnie hybrydy trzymają się jak szalone i często mam problem z ich ściągnięciem. Victoria Vynn schodzi u mnie umiarkowanie dobrze, ładnie się rozpuszcza, czy też zmiękcza pod wpływem acetonu, "zdrapuję" ją za pomocą radełka. Jest okej, nie narzekam, a moje paznokcie się nie niszczą!


W ofercie VV mamy też fajną silikonową podkładkę z logo marki. Można wykonywać na niej pełen manicure - świetnie się czyści, nawet zalana hybrydą, którą niechcący utwardzę ;P, czy alkoholem lub acetonem. Oczywiście sprawdza się także do zdjęć, bo jest zupełnie matowa.


Na pewno ciekawi Was moje ogólne wrażenie odnośnie marki i hybryd. Nie sposób nie zauważyć, że polubiłam się z nimi i to zupełnie szczerze. Nie mam żadnych problemów z ich nakładaniem - każdy z lakierów, baza czy top, mają fajną dla mnie konsystencję, rzadką acz treściwą, dzięki niej mogę spokojnie i bez męczenia się nałożyć cienką warstwę produktu na paznokieć (a z tym głównie miewam problemy). Lakiery nie zapowietrzają się, nie bąbelkują w trakcie nakładania i noszenia. Nie odchodzą mi od płytki (choć oczywiście tu dużą rolę gra to, czy zalejemy skórki). Nie zauważyłam też żadnego ścierania czy znacznej utraty połysku, ani rysek czy pęknięć. Nic się z tymi cackami aż do ich ściągnięcia złego nie dzieje. Trochę drażnią mnie zapachy tych produktów, są dość intensywne i męczące - ale z drugiej strony wszystkie hybrydy niestety ładnie nie pachną ;) Te wysokie buteleczki mieszczą w sobie aż 8 ml produktu, czyli całkiem sporo, a kupimy je w sklepach internetowych (zdaje się, że też na targach beauty) za 35 zł. Jest to rozsądna cena, a pamiętajcie, że w zamian otrzymujemy naprawdę przyzwoitą, świetną jak dla mnie jakość. Kolorowe żele do zdobień mają po 5 ml i też można je kupić za 35 zł. Żelami także jestem zachwycona, choć muszę zwykle pamiętać, żeby zdjąć je pilnikiem, bo oczywiście nie rozpuszczają się one w acetonie. Mam chętkę na kolejne, o tak! 

Cóż - polecam gorąco, z całego serca wypróbować! Mnie się podobają, nie mam do nich większych zastrzeżeń i świetnie mi się nimi maluje ;) W kolejce czekają na mnie kolejne ich odcienie, już nie mogę się doczekać! ;)


Ofertę obejrzeć możecie na oficjalnej stronie Victoria Vynn, zaś produkty zakupić między innymi w tych sklepach. Lakiery widziałam, jakby co, także w sklepie jaapee


Znacie markę Victoria Vynn? Jak się u Was sprawdzają ich hybrydy? Jak Wam się podobają moje odcienie? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...