Idealna pomadka na co dzień, która nie tylko podkreśla naszą urodę jednocześnie nie rzucając się w oczy, a do tego świetnie się nosi? Brzmi jak definicja kosmetycznego świętego Graala, prawda? :) Na szczęście takie produkty do ust są dostępne na wyciągnięcie ręki - bliżej niż sądzicie! Zapraszam na pieść pochwalną... eee opowieść o świetnych szminkach, które skradły moje serce. Cudowna, złota kolekcja pomadek KOBO Professional Matte Lips.
Matte Lips to jedne z moich ulubionych pomadek do ust, poprzednie kolekcje (zarówno TĘ jak i TĘ) w tym ślicznych, kwiecistych opakowaniach lubiłam mocno. Z nich pozostały na tę chwilę niektóre odcienie, do których to niedawno dołączyły trzy nowe, a cała gama Matte Lips zyskała nowe, magnetyczne opakowania. Jednak to właśnie niedawna, wyjątkowa edycja, zamknięty w cudownych, złotych magnetycznych opakowaniach, ujęła mnie najmocniej. W końcu zawiera w sobie przepiękne odcienie, wyjątkowo mocno przeze mnie lubiane - zgaszone, szarawe, różowawe... z jednym małym wyjątkiem ;) Kolekcja bowiem liczy sobie 5 odcieni, z czego właściwie 4 to bardzo dzienne kolory, można je na upartego nazwać nudziakami.
Przyjrzyjmy się im bliżej!
Burned Ruby 413
To piękny, bardzo elegancki i jednocześnie dość odważny odcień. Cudowny rubinowy, czyli ciemna głęboka czerwień mocno podszyta maliną. W rzeczywistości nieco ciemniejsza niż na zdjęciach. Optycznie wybiela zęby i sprawdza się genialnie w makijażu wieczorowym i nie tylko. Ja jednak nie noszę tej pomadki zbyt często, ale tylko dlatego, że jestem nieszczęśliwą posiadaczką małych ust - inaczej nosiłabym ją codziennie!
Matte Lips to jedne z moich ulubionych pomadek do ust, poprzednie kolekcje (zarówno TĘ jak i TĘ) w tym ślicznych, kwiecistych opakowaniach lubiłam mocno. Z nich pozostały na tę chwilę niektóre odcienie, do których to niedawno dołączyły trzy nowe, a cała gama Matte Lips zyskała nowe, magnetyczne opakowania. Jednak to właśnie niedawna, wyjątkowa edycja, zamknięty w cudownych, złotych magnetycznych opakowaniach, ujęła mnie najmocniej. W końcu zawiera w sobie przepiękne odcienie, wyjątkowo mocno przeze mnie lubiane - zgaszone, szarawe, różowawe... z jednym małym wyjątkiem ;) Kolekcja bowiem liczy sobie 5 odcieni, z czego właściwie 4 to bardzo dzienne kolory, można je na upartego nazwać nudziakami.
Przyjrzyjmy się im bliżej!
Burned Ruby 413
To piękny, bardzo elegancki i jednocześnie dość odważny odcień. Cudowny rubinowy, czyli ciemna głęboka czerwień mocno podszyta maliną. W rzeczywistości nieco ciemniejsza niż na zdjęciach. Optycznie wybiela zęby i sprawdza się genialnie w makijażu wieczorowym i nie tylko. Ja jednak nie noszę tej pomadki zbyt często, ale tylko dlatego, że jestem nieszczęśliwą posiadaczką małych ust - inaczej nosiłabym ją codziennie!
Smoked Wood 414
To jeden z moich ulubieńców! Bardzo nietypowy odcień - połączenie brązu, różu i szarości, które na moich ustach i przy mojej bladej cerze wygląda zadziwiająco dobrze.
Your Freedom 415
Dla mnie to idealny różany odcień, delikatnie przybrudzony i lekko zgaszony. Na ustach wygląda niezwykle kobieco!
Walk of Fame 416
To kolejny lekko zgaszony róż, któremu jednak nieco bliżej do koralu. Na pewno będę częściej sięgać po ten odcień wiosną i latem.
Rose Desert 417
Kolejny ulubieniec, na moich ustach ląduje równie często co Smoked Wood. To śliczny, nudziakowy róż z nutą beżu i szarości. Uwielbiam go! Dla dociekliwych - odcień ten jest podobny do Naked Stone, ale jest od niego bardziej beżowy, nieco mniej różowy.
A na swatchach prezentują się tak:
Wszystkie mają kremowe wykończenie, są świetnie napigmentowane i bardzo dobrze kryją. Nie są w 100% matowe, tuż po nałożeniu wydają się być lekko satynowe, ale z czasem mocniej matowieją. Dość dobrze się rozprowadzają na ustach, choć dla niewprawionej ręki mogą być nieco oporne. Najlepszy i tak jest komfort, jaki zapewniają - nie wysuszają ust, choćby nosiła je całymi dniami, z moimi wargami nic złego się nie dzieje. A do tego trwałość, której mogą jej pozazdrościć nawet niektóre matowe pomadki w płynie - te cuda wytrzymują długie godziny na ustach, nawet kiedy piję i jem. Oczywiście odrobinę się po jedzeniu zjadają, ale w przypadku nudziaków nie rzuca się to wcale w oczy. Łatwo też jest uzupełnić ewentualne braki, co bywa uciążliwe jeśli chodzi o płynne, zastygające mazidła. Może to właśnie dlatego chętniej sięgam właśnie po nie, niż po inne produkty do ust. Praktycznie za każdym razem przed wyjściem, moje ręce wędrują po jeden z nudziaków z tej wyjątkowej kolekcji.
Na uwagę na pewno zasługują też opakowania. W tej chwili zarówno szminki z kolekcji Matte Lips jak i Colour Trends zyskały nowe, magnetyczne opakowania - tamte jednak są czarne, a ta nudziakowa kolekcja z jednym rubinowym gratisem jest złota. Złotko na wysoki połysk oczywiście, bardzo eleganckie, bez grama tandety. Magnetyczne zamknięcie to na pewno fajny gadżet, pomadki są wygodne w użytkowaniu, choć nie powiedziałabym, że w pośpiechu tak łatwo jest je odpowiednio "domknąć" - trzeba w końcu trafić w te małe magnesiki. Niemniej jednak, opakowania zasługują na uwagę - to kolejne ze świetnych i wizualnie efektownych rozwiązań, jakimi raczy nas marka KOBO. Oby tak dalej!
Pomadki kosztują jedynie 16,99 zł i często bywają na promocjach - oczywiście kupicie je tylko w Drogeriach Natura. Ze swojej strony gorąco polecam, jeśli tylko odpowiada Wam formuła Matte Lips i podobają się Wam te odcienie - kupujcie śmiało! Ja jestem zachwycona i lądują w mojej codziennej kosmetyczce z ulubionymi produktami.
Jak Wam się podobają te odcienie? Macie którąś z tych pomadek? :)