sobota, 6 grudnia 2014

Jesienne woski handmade Scented

Witajcie,

zakochałam się w woskach handmade ze Scented.pl pochodzących z oferty regularnej, teraz przyszło mi wypróbować kolejnych 7 zapachów, tym razem zachowanych w jesiennych klimatach. 

Muszę przyznać, że nie wszystkie zapachy przypadły mi tak mocno do gustu, ja to było w przypadku poprzednich wosków, niemniej jednak również wśród nich znalazłam swoich ulubieńców. Gusta są różne, to co mnie się nie podoba - Wam jak najbardziej może! Tak więc jak zawsze postaram się opisać dla Was jak najlepiej potrafię te nietypowe i na pewno wyjątkowe woski zapachowe.



Już nazwy zachęcają do spróbowania, a ładne formy wosków (babeczka albo serduszko) wyglądają niezwykle smakowicie, nic więc dziwnego, że tak mocno kuszą! :) Widzę już nowe nalepki, czytelne, nazwy są pisane ręcznie, a same woski zapakowane w wygodnych foliach wielorazowego użytku. 

Kolejność losowa rzecz jasna, woski paliłam kilkakrotnie, ze względu na swoją alergię i wiecznie zatkany nos, "testy" przeprowadzałam więc dość długo, żeby mieć pewność, że czuję... to co czuję :))

Zapraszam do pachnącej lektury!
Orzechowe love - lubicie orzechy? Polubicie i ten cudowny zapach - mocno orzechowy, intensywny, przepyszny, nieco brudny ale z nutą słodkiej wanilii. Czuję głównie orzechy włoskie i może laskowe lub macadamia? Aromat przypomina więc mega orzechowe ciasto, trochę też taki orzechowy syrop do kawy i innych napojów, od nich jest jednak mniej słodki - po prostu bajka! Już w opakowaniu kusił mnie ogromnie, ale zapalony, po uwolnieniu olejków oczarował mnie doszczętnie. Kolejny ulubieniec!


Ciasto dyniowe z kruszonką - w opakowaniu pachniało dość niewinnie, jednak wrzucone do kominka pokazało się z dużo lepszej strony. Już od początku intensywne wonie maślanych ciasteczek wybijają się na pierwszy plan, podszyte są dość subtelnym zapachem dyni (mmm zupa krem z dyni) oraz orzechami (myślałam, że to migdały, okazuje się że pekany). Całość w moim odczuciu jest bardzo smakowita, przyjemna i przyprawiająca o głód - od razu przed oczami staje mi takie ciacho i bardzo żałuję, że nie jadam takich łakoci, wszamałabym całe! ;) Mimo wszystko zapach nie jest zbyt słodki, mdły czy też nachalny - wosk wypala się spokojnie, lekki aromat wyczuwalny jest w pomieszczeniu dość długo, ale jak mówię - nie jest to zapach powalający swoją intensywnością na łopatki, dla mnie to jednak w tym przypadku plus.


Jesienna Noc (błędnie na zdjęciu widnieje jako Magia Jesieni) - to zapach wyjątkowo mocny, bo już od pierwszych chwil wyczuwalne w nim są wyraźne nuty drzewne (świerk, jodła i pewnie drzewo cedrowe), a także odświeżający eukaliptus. Później jednak zapach łagodnieje, staje się odrobinę słodszy dzięki owocowym nutom (jabłka, gruszki, jagody i ananasa - choć ja wyczułam jedynie z początku dwa pierwsze, resztę przyćmił eukaliptus, potem czułam przyjemny zapach ananasa), choć te drażniące nos wonie nadal są w nim mocno wyczuwalne. Muszę przyznać, że zapach niekoniecznie przypadł mi do gustu, choć wiecznie zakatarzony od alergii nos, nieco mógł wreszcie odetchnąć ;)


Jesienny las - nie przepadam za eukaliptusowymi nutami w zapachach do domu, tak też i tym razem te wonie nieco zniechęciły mnie do tego jakże leśnego wosku. Na pierwszy plan wybijają mocno nuty drzewne - sosna, cedr, patchouli i właśnie liście eukaliptusa, sprawia to, że całość jest dość ciężka i jakby przydymiona. Świątecznego już nastroju dodaje obecność goździka, całość złagodzona została różą oraz nutami owocowymi jak cytryna, limonka, pomarańcza czy jeżyna. Wosk też zupełnie nie przypadł mi do gustu, choć na pewno doceniam jego wyjątkowość. Niemniej jednak dla mnie nie pachnie "miło", daje wrażenie zapachy lekko stęchłego, duszącego i jednocześnie dość ostrego. Warto jednak zaznaczyć, że parę chwil po wypaleniu, w powietrzu unosi się jednak bardziej słodki, owocowy aromat. Nie takie jednak cuda lubię palić wieczorami jesienią ;)


Figi z brązowym cukrem - to kolejny z zapachów dla mnie przyjemnych, ale ogólnie dość nietypowy, bo bardziej przypomina mi perfumy niż typowy wosk. Mocno wyczuwalne w końcu w nim są wonie kwiatowe, szczególnie jak dla mnie podczas początkowego wypalania - waniliowa orchidea, jaśmin (dla mojego nosa rozpoznawalny najmocniej), konwalia i frezja. Całość jest jednak złagodzona nutami owocowymi, świeżymi figami, marakują oraz brzoskwinią (których bądź co bądź nie wyczuwam jednak tak mocno) oraz mleczkiem kokosowym, które nawet nieprawiony nos w końcu wyczuje. Dodatkowe urozmaicenie zapachu w postaci nasion wanilii, karmelu (te dwa pierwsze wyczuwam bez problemu), syropu klonowego (a tego zapachu niestety mój biedny nos nie poznał, bo uwierzcie lub nie, ale nie miałam nigdy okazji spróbować prawdziwego syropu klonowego!), liści figowych i piżma tylko dodaje mu drapieżności i uroku, a samo piżmo sprawia, że całość przyjemnie i nienachalnie drażni nozdrza. I tę bazę właśnie czuć najmocniej i najdłużej - wosk więc w efekcie sprawia wrażenie mocno cukrowo-karmelowego, coś jak palony cukier podszyty słodszymi i delikatnie mdlącymi nutami. Zapach zaliczam do tych bardziej udanych, choć moim ulubieńcem nie został (bo wiecie, orzechy górą!).


Smocza krew - z początku jest to zapach niemal identyczny z tymi, które unoszą się w sklepikach z indyjskimi gadżetami, gdyby nie to, że klimat do mnie przemawia, powiedziałabym po prostu, że pachnie jak kadzidło, a w najlepszym razie jakieś zapachowe kadzidełka. Dla mnie więc jest to zapach orientalny, jedyny z tych "cięższych", które lubię i spokojnie mogę wdychać ;) Po chwili wynurzają się z niego nieco łagodniejsze, słodsze, jakieś owocowe nuty, które mają w sobie odrobinę cierpkości. Może to nawet żurawina? Są tu na pewno też mocne wonie kwiatowe, może róża? Sklep określa zapach tego wosku (niestety pełnego opisu nie posiada) jako typowo męski, na pewno można go pod to podpiąć, szczególnie że jest dość intensywny, z serii zapachów brudnych i stosunkowo dusząco-ostrych, ale bądź co bądź, taki lekko perfumowy i całkiem przyjemny. Jestem bardzo zaskoczona nim - i nawet mi się podoba!


Mroźna brzoza - już od pierwszych "niuchów" nosem wiedziałam, że tego zapachu nie polubię. Dość mocny, lekko duszący (szczególnie z początku) z dodatkową jakby mdlącą wonią. Bergamotki, pomarańczy i cytryny prawdę mówiąc nie wyczułam, przez zapach za mocno przebiły się nuty wetiweru, patchouli i bobu tonka (drzewne takie, silne i męskie). Po chwili wyczuwalne są kwiaty - geranium, róża czy mdląca lilia. Niemniej jednak dla mnie całość jest zbyt drażniąca i pachnie trochę nie jak mroźna brzoza a bardziej jak mroźny mech ;) Mimo wszystko zapach po wypaleniu w pomieszczeniu wydaje się być dość świeży, ale dalej mdławy - jeśli ktoś lubi takie wonie, to pewnie będzie z niego zadowolony.


Woski kosztują jedynie 5 zł za sztukę (plus oczywiście koszty przesyłki), można je kupić oczywiście jedynie w sklepie internetowym Scented.pl. Pachną długo, wypalają się stosunkowo powoli, z początku uderzają wręcz zapachem, a po wypaleniu delikatny aromat w pokoju utrzymuje się jeszcze przez pewien czas. Na pewno warte są spróbowania - zachęcam do mieszania serii, na pewno polecam ogromnie te woski ze stałej oferty (pisałam o nich TUTAJ) - bardzo słodkie, smakowite oraz Orzechowe love, Ciasto dyniowe z kruszonką i jakże wyjątkową Smoczą krew z kolekcji jesiennej, oraz pysznie, wnioskując z opisów, pachnące nowe woski zimowe! Mnie się jeszcze marzy... wosk kawowy, mmm :))


Znacie te woski handmade? Jakie są Wasze ulubione woski zapachowe? Jakie zapachy lubicie najbardziej?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...