Witam,
różowych pomadek do ust nigdy za wiele. Najlepiej się w nich czuję, najlepiej (chyba) w nich wyglądam, mam więc ich całkiem sporą (i radosną) gromadkę, która wciąż się (równie radośnie) rozrasta. Jedną z moich ulubionych różowych szminek jest Golden Rose z serii Vision o numerze 112, o której poczytacie TUTAJ. Do kosmetyczki wpadła mi sztuka jeszcze żywsza i bardziej zwracająca uwagę, piękna Sleek Amped.
Róż jest to intensywny, przez wzgląd na swoją chłodną tonację zahaczający zgrabnie o fuksję, nieco różni się odcieniem w zależności od światła, czasem można w nim dostrzec nawet nuty fiołkowe. Wykończenie ma matowe (oznaczenie Matte oczywiście), czyli nie ma tu ani grama połysku, i jest to (bądź co bądź niestety) zupełne przeciwieństwo drugiego rodzaju wykończenia pomadek Sleeka - Sheen.
I choć szminka ta jest cudownie napigmentowana, świetnie wygląda na ustach, a ten kolor to po prostu bajka... ma też swoje wady. Jest nieco tempa, więc trochę trudniej ją rozprowadzić na ustach, ale na szczęście nie jest to większy problem. Ten większy problem tkwi zaś w rzeczy - jednej z ważniejszych w przypadku mazideł do ust - trwałości. Bowiem na moich ustach niestety (jak się okazuje "matonielubnych") trzyma się zatrważająco... krótko! Co gorsza, bardzo nieestetycznie schodzi od wewnętrznej strony ust, grudkując się okropnie.
Jak będę mieć okazję, spróbuję jeszcze potraktować tę pomadkę jakimś utrwalaczem, niemniej jednak niestety jak na razie, niespecjalnie nadaje się do noszenia, pozostaje mi ją więc używać do zdjęć, albo ewentualnie delikatnie wklepywać w wargi dla nuty koloru.
Tak więc, mimo że te śliczne, malutkie pomadki Sleek lubię (mam dwie o wykończeniu Sheer - Coral Reef oraz Barely There), tak tę lubię jedynie umiarkowanie i to głównie przez wzgląd na kolor.
Pomadka kosztuje 23,90 zł i można ją kupić choćby w polskich sklepach internetowych, np. na Cocolita.pl (stamtąd mam swoją).
różowych pomadek do ust nigdy za wiele. Najlepiej się w nich czuję, najlepiej (chyba) w nich wyglądam, mam więc ich całkiem sporą (i radosną) gromadkę, która wciąż się (równie radośnie) rozrasta. Jedną z moich ulubionych różowych szminek jest Golden Rose z serii Vision o numerze 112, o której poczytacie TUTAJ. Do kosmetyczki wpadła mi sztuka jeszcze żywsza i bardziej zwracająca uwagę, piękna Sleek Amped.
Róż jest to intensywny, przez wzgląd na swoją chłodną tonację zahaczający zgrabnie o fuksję, nieco różni się odcieniem w zależności od światła, czasem można w nim dostrzec nawet nuty fiołkowe. Wykończenie ma matowe (oznaczenie Matte oczywiście), czyli nie ma tu ani grama połysku, i jest to (bądź co bądź niestety) zupełne przeciwieństwo drugiego rodzaju wykończenia pomadek Sleeka - Sheen.
I choć szminka ta jest cudownie napigmentowana, świetnie wygląda na ustach, a ten kolor to po prostu bajka... ma też swoje wady. Jest nieco tempa, więc trochę trudniej ją rozprowadzić na ustach, ale na szczęście nie jest to większy problem. Ten większy problem tkwi zaś w rzeczy - jednej z ważniejszych w przypadku mazideł do ust - trwałości. Bowiem na moich ustach niestety (jak się okazuje "matonielubnych") trzyma się zatrważająco... krótko! Co gorsza, bardzo nieestetycznie schodzi od wewnętrznej strony ust, grudkując się okropnie.
Jak będę mieć okazję, spróbuję jeszcze potraktować tę pomadkę jakimś utrwalaczem, niemniej jednak niestety jak na razie, niespecjalnie nadaje się do noszenia, pozostaje mi ją więc używać do zdjęć, albo ewentualnie delikatnie wklepywać w wargi dla nuty koloru.
Tak więc, mimo że te śliczne, malutkie pomadki Sleek lubię (mam dwie o wykończeniu Sheer - Coral Reef oraz Barely There), tak tę lubię jedynie umiarkowanie i to głównie przez wzgląd na kolor.
Pomadka kosztuje 23,90 zł i można ją kupić choćby w polskich sklepach internetowych, np. na Cocolita.pl (stamtąd mam swoją).