Witam,
wiecie zapewne doskonale, że a) jestem totalnym bladziochem unikającym słońca jak tylko może, a przede wszystkim solarium i samoopalaczy, jestem więc bladziochem bladziocholubnym i bardzo dumnym ze swojej bladości, b) ogromnie trudno jest mi znaleźć idealny podkład dla siebie, odpowiednio jasny i o dobrym odcieniu (a sio, a kysz świnki i pomarańczki!), c) moja cera nie należy do idealnych, pełno na niej różnego rodzaju przebarwień, które bądź co bądź wolę i lubię po prostu zakryć.
Powyższe prawdy oczywiste (czy też oczywiste oczywistości) wskazują na jedno - potrzebuję podkładu jasnego (prawdziwie jasnego), z żółto-zielonkawymi tonami (najlepiej!) i dobrze kryjącego, a na dodatek długotrwałego. Swój ideał (niemalże ideał) znalazłam, jak zapewne również dobrze wiecie, w produkcie Pierre Rene - podkładzie Skin Balance w odcieniu numer 20 Champagne. Używam go od dłuższego czasu, kocham bardzo i doceniam.
Czasem jednak mam ochotę na coś nowego... choć niedaleko zaszłam pewnego razu jeśli o to "owe" chodzi, bo sięgnęłam po kolejną nowość marki - podkład Advanced Lift. Pierwsza z nim przygoda była... niefortunna (możecie o niej poczytać TUTAJ). Bo niestety wybrałam odcień pierwszy z gamy, celując na oślep i padło na bardzo różową sztukę. Dopiero po pewnym czasie i możliwości "zmacania" wszystkich odcieni zauważyłam, że są aż dwa bardzo jasne podkłady z tej serii - 01 Ivory oraz 02 Champagne. Trochę mi zeszło nim w końcu zdecydowałam się spróbować raz jeszcze, i zakupiłam bardziej odpowiedni dla siebie odcień - żółciutki Champagne!
Jak zresztą zobaczycie na zdjęciach wszystkie te trzy podkłady (oraz dodatkowy, tak dla porównania odcienia - Revlon Colorstay dla cery tłustej w odcieniu Buff, który taak, cudny odcień ma, ale niestety na mojej skórze szybko ciemnieje i pomarańczowieje nad czym ogromnie ubolewam, ale jednocześnie czuję ulgę, bo jest on dla mnie też za ciężki) mają zupełnie inne odcienie!
01 Ivory (AL) to dość świnkowaty róż, choć na skórze wbrew temu wszystkiemu wygląda całkiem dobrze - jest to może nie tyle odcień do stosowania solo (chyba że ktoś faktycznie ma taki odcień skóry), ale też świetnie sprawdzi się do różnego rodzaju domieszek i kreowania odpowiednich tonacji innych podkładów.
02 Champagne (AL) to zaś zdecydowanie odmienny odcień - bez krzty różu za to z dużą dawką żółci ale bez pomarańczowych nut. Jest bardziej żółty niż Revlon, nie ma też w sobie oliwkowych nut.
20 Champagne (SB) to zaś zdecydowanie najbardziej neutralny odcień - kremowy z kapką żółci, bez różowych czy pomarańczowych domieszek, z zerową domieszką także zielonkawych tonów.
Porównanie odcieni jeszcze poniżej:
I raz jeszcze z Revlonem Colorstay w odcieniu Buff (do cery tłustej).
Co też różni te podkłady? Oczywiście formuła! Jak pewnie wiecie, Skin Balance jest przeznaczony do cer tłustych i normalnych, na nich po prostu zachowuje się najlepiej. Świetnie też kryje (choć to krycie nawet można budować) i wygląda przy tym dość naturalnie. Pamiętajcie, że warto go też utrwalić, bo niespecjalnie zastyga i może się lekko lepić, przypudrowany też na pewno będzie trwalszy! Więcej o Skin Balance Champagne poczytacie TUTAJ.
Okej, żeby też było jasne - moja cera jest nieco problematyczna, mieszana, przetłuszcza mi się część policzków, środek czoła i broda, wyskakują mi różne niefajne wypryski, mam piegi, pieprzyki i blizny - pełen misz-masz. Skin Balance jako że przeznaczony jest właśnie głównie do cer tłustych sprawuje się u mnie siłą rzeczy doskonale, Advanced Lift skierowany jest jednak do cer suchych i normalnych (i do dojrzałych rzecz jasna), i choć zdawałam sobie z tego sprawę, nie potrafiłam oprzeć się jemu urokowi. Tak więc siłą rzeczy, podkład ten na mnie będzie zachowywał się nieco inaczej niż na cerze "docelowej" :D Efekt jest więc taki, że cały dzień, pomimo mocnego przypudrowania, z tym podkładem mam na twarzy takie świeże glow - i nie, nie wygląda to wcale źle, niemniej jednak na zdjęciach jest mocno widoczne, więc nie do wszystkich moich makijaży na pewno będzie pasować. Cały dzień czuję go też na twarzy, nie wtapia się więc idealnie w moją skórę (siłą rzeczy - powiem to raz jeszcze). No cóż, czyli bez niespodzianek ;)
Krycie jest mimo wszystko dość dobre, powiedziałabym że od lekkiego do średniego +, w porównaniu więc do Skin Balance czy Revlona jest po prostu słabsze. Znaczy to tyle, że na większe niedoskonałości musimy tak czy siak zaopatrzyć się w korektor/kamuflaż.
Moja cera saute (szczególnie tuż po demakijażu wygląda nieco strasznie, normalnie "uspokojona" jest znośna).
Po zastosowaniu ok. dwóch warstw sporych :D) podkładu Advanced Lift 02 Champagne.
Przy okazji pełnego makijażu, z korektorem, pudrem i całą resztą.
Pomijając kwestię niedopasowania do cery - podkład nawet na mojej cerze okazał się być trwały, choć oczywiście nie aż tak trwały jak wspomniany po raz setny Skin Balance, bo wcześniej potrafi nieco szybciej zejść ze wspomnianych również problematycznych stref twarzy. Na pewno na odpowiedniej cerze jego trwałość również będzie odpowiednia... czyt. lepsza! :) Nie zauważyłam zupełnie żadnego złego wpływu podkładu na moją skórę, duuży plus za to.
Bądź co bądź, uważam że Advanced Lift to kolejny świetny produkt marki Pierre Rene i warto się za nim rozejrzeć. Szczególnie że nie kosztuje wiele (normalnie 24,49 zł za standardową pojemność 30 ml na stronie Pierre Rene TUTAJ - zapewne nieco więcej w drogeriach, w mojej Naturze kosztował coś ok. 27 zł), a i często bywają na niego promocje chociażby w Drogeriach Natura (słynne -40%). Gama kolorystyczna z tego co widziałam też jest bardzo przyjemna, wydaje mi się że odcienie są bardziej użytkowe nawet niż te ze Skin Balance a tym bardziej z Comfort Matt, nie są tak brzoskwiniowe, pomarańczowawe, a bardziej naturalne.
I oczywiście - mój ukochany Skin Balance polecam ogromnie przy okazji raz jeszcze! :))
Powyższe prawdy oczywiste (czy też oczywiste oczywistości) wskazują na jedno - potrzebuję podkładu jasnego (prawdziwie jasnego), z żółto-zielonkawymi tonami (najlepiej!) i dobrze kryjącego, a na dodatek długotrwałego. Swój ideał (niemalże ideał) znalazłam, jak zapewne również dobrze wiecie, w produkcie Pierre Rene - podkładzie Skin Balance w odcieniu numer 20 Champagne. Używam go od dłuższego czasu, kocham bardzo i doceniam.
Czasem jednak mam ochotę na coś nowego... choć niedaleko zaszłam pewnego razu jeśli o to "owe" chodzi, bo sięgnęłam po kolejną nowość marki - podkład Advanced Lift. Pierwsza z nim przygoda była... niefortunna (możecie o niej poczytać TUTAJ). Bo niestety wybrałam odcień pierwszy z gamy, celując na oślep i padło na bardzo różową sztukę. Dopiero po pewnym czasie i możliwości "zmacania" wszystkich odcieni zauważyłam, że są aż dwa bardzo jasne podkłady z tej serii - 01 Ivory oraz 02 Champagne. Trochę mi zeszło nim w końcu zdecydowałam się spróbować raz jeszcze, i zakupiłam bardziej odpowiedni dla siebie odcień - żółciutki Champagne!
Jak zresztą zobaczycie na zdjęciach wszystkie te trzy podkłady (oraz dodatkowy, tak dla porównania odcienia - Revlon Colorstay dla cery tłustej w odcieniu Buff, który taak, cudny odcień ma, ale niestety na mojej skórze szybko ciemnieje i pomarańczowieje nad czym ogromnie ubolewam, ale jednocześnie czuję ulgę, bo jest on dla mnie też za ciężki) mają zupełnie inne odcienie!
01 Ivory (AL) to dość świnkowaty róż, choć na skórze wbrew temu wszystkiemu wygląda całkiem dobrze - jest to może nie tyle odcień do stosowania solo (chyba że ktoś faktycznie ma taki odcień skóry), ale też świetnie sprawdzi się do różnego rodzaju domieszek i kreowania odpowiednich tonacji innych podkładów.
02 Champagne (AL) to zaś zdecydowanie odmienny odcień - bez krzty różu za to z dużą dawką żółci ale bez pomarańczowych nut. Jest bardziej żółty niż Revlon, nie ma też w sobie oliwkowych nut.
20 Champagne (SB) to zaś zdecydowanie najbardziej neutralny odcień - kremowy z kapką żółci, bez różowych czy pomarańczowych domieszek, z zerową domieszką także zielonkawych tonów.
Porównanie odcieni jeszcze poniżej:
Co też różni te podkłady? Oczywiście formuła! Jak pewnie wiecie, Skin Balance jest przeznaczony do cer tłustych i normalnych, na nich po prostu zachowuje się najlepiej. Świetnie też kryje (choć to krycie nawet można budować) i wygląda przy tym dość naturalnie. Pamiętajcie, że warto go też utrwalić, bo niespecjalnie zastyga i może się lekko lepić, przypudrowany też na pewno będzie trwalszy! Więcej o Skin Balance Champagne poczytacie TUTAJ.
Okej, żeby też było jasne - moja cera jest nieco problematyczna, mieszana, przetłuszcza mi się część policzków, środek czoła i broda, wyskakują mi różne niefajne wypryski, mam piegi, pieprzyki i blizny - pełen misz-masz. Skin Balance jako że przeznaczony jest właśnie głównie do cer tłustych sprawuje się u mnie siłą rzeczy doskonale, Advanced Lift skierowany jest jednak do cer suchych i normalnych (i do dojrzałych rzecz jasna), i choć zdawałam sobie z tego sprawę, nie potrafiłam oprzeć się jemu urokowi. Tak więc siłą rzeczy, podkład ten na mnie będzie zachowywał się nieco inaczej niż na cerze "docelowej" :D Efekt jest więc taki, że cały dzień, pomimo mocnego przypudrowania, z tym podkładem mam na twarzy takie świeże glow - i nie, nie wygląda to wcale źle, niemniej jednak na zdjęciach jest mocno widoczne, więc nie do wszystkich moich makijaży na pewno będzie pasować. Cały dzień czuję go też na twarzy, nie wtapia się więc idealnie w moją skórę (siłą rzeczy - powiem to raz jeszcze). No cóż, czyli bez niespodzianek ;)
Krycie jest mimo wszystko dość dobre, powiedziałabym że od lekkiego do średniego +, w porównaniu więc do Skin Balance czy Revlona jest po prostu słabsze. Znaczy to tyle, że na większe niedoskonałości musimy tak czy siak zaopatrzyć się w korektor/kamuflaż.
Moja cera saute (szczególnie tuż po demakijażu wygląda nieco strasznie, normalnie "uspokojona" jest znośna).
Po zastosowaniu ok. dwóch warstw sporych :D) podkładu Advanced Lift 02 Champagne.
Przy okazji pełnego makijażu, z korektorem, pudrem i całą resztą.
Pomijając kwestię niedopasowania do cery - podkład nawet na mojej cerze okazał się być trwały, choć oczywiście nie aż tak trwały jak wspomniany po raz setny Skin Balance, bo wcześniej potrafi nieco szybciej zejść ze wspomnianych również problematycznych stref twarzy. Na pewno na odpowiedniej cerze jego trwałość również będzie odpowiednia... czyt. lepsza! :) Nie zauważyłam zupełnie żadnego złego wpływu podkładu na moją skórę, duuży plus za to.
Bądź co bądź, uważam że Advanced Lift to kolejny świetny produkt marki Pierre Rene i warto się za nim rozejrzeć. Szczególnie że nie kosztuje wiele (normalnie 24,49 zł za standardową pojemność 30 ml na stronie Pierre Rene TUTAJ - zapewne nieco więcej w drogeriach, w mojej Naturze kosztował coś ok. 27 zł), a i często bywają na niego promocje chociażby w Drogeriach Natura (słynne -40%). Gama kolorystyczna z tego co widziałam też jest bardzo przyjemna, wydaje mi się że odcienie są bardziej użytkowe nawet niż te ze Skin Balance a tym bardziej z Comfort Matt, nie są tak brzoskwiniowe, pomarańczowawe, a bardziej naturalne.
I oczywiście - mój ukochany Skin Balance polecam ogromnie przy okazji raz jeszcze! :))
Znacie ten podkład? Jak się u Was spisywał? A może jesteście fankami Skin Balance? Czy też nie miałyście jeszcze okazji używać podkładów Pierre Rene?