Rozświetlacze to mój niekwestionowany konik. Kocham je równie mocno jak pomadki do ust, cienie do powiek, linery... i takie tam. Co więcej, nie wzbraniam się szczególnie przed nowymi cackami w swoim małym arsenale. Jedną z nowości dla mnie, która przyznam szczerze mocno zaskoczyła mnie pod względem... rozmiarów, jest przepiękny rozświetlacz Pierre Rene Highlighting Powder.
Okej, skoro już o tym wspomniałam, zacznijmy od rozmiarów. Puder ten jest OGROMNY. To chyba dobre słowo. Pamiętacie też śliczny puder brązujący? No właśnie, rozświetlacz ten jest równie wielki jak on. W końcu to aż 20 gram produktu! Opakowanie jest na szczęście bardzo solidne - plastik gruby i odporny (brązer spadał mi niestety wiele razy i nie ma na nim nawet ryski!), a także eleganckie. Bardzo lubię taki czysty design bez zbędnych pierdół, no i przezroczyste wieczka też. Żałuję tylko, że wieczko właśnie nie otwiera się szerzej, jego maximum to uniesienie prostopadłe.
Gdy go pierwszy raz zobaczyłam "na żywo" przypomniał mi słynny już rozświetlacz My Secret Princess Dream. Jednakże nie jest to ten sam produkt, ani nawet, choć nieco podobny, odcień. Rozświetlacz Pierre Rene to cudowna złota brzoskwinia o nieco chłodniejszym, ale dalej niezwykle naturalnym złoto-szampańskim blasku. Ten z My Secret zaś to mocne złoto, nieco pomarańczowe, o dość ciemnej bazie i złotawym połysku. Jeśli chodzi o jego intensywność - oczywiście można ją stopniować, osiągnąć zarówno delikatny efekt rozświetlenia, jak i ten bardziej mokry, wieczorowy. Nie jest to jednak aż tak mocny rozświetlacz jak ten z My Secret (jest nieco "spokojniejszy"), czy też Mary-Lou z The Balm, albo mój kochany Melkior Spring Shine. Trzeba przyznać, że pięknie wygląda na skórze, ma jednolity, gładki blask, co więcej, nadaje się także dla bladziochów, bo jego baza wcale nie jest tak ciemna, jakby się mogło wydawać. Duży plus za to!
Puder jest z tych wypiekanych - czyli formuł, do których ostatnio mocno się przekonałam, bo cóż, stają się coraz lepsze! Ten jest całkiem dziwny, lekko puszysty - ale na pędzle z włosiem syntetycznym nabiera się przyzwoicie i również dobrze rozprowadza. Trzeba jednak pamiętać, żeby strzepnąć jego nadmiar, bo, widzę to po opakowaniu, odrobinę pyli. Trzyma się skóry bardzo dobrze - wiadomo, że dużo zależy od "bazy" (podkładu, korektora, pudru), na którą nakładamy kolejne produkty, ale mimo wszystko, blask ze skóry wcale nie znika.
Puder rozświetlający nie należy do najtańszych, jego regularna cena to 44,99 zł, jednak bywa na częstych promocjach czy to w Drogeriach Natura, czy jak teraz na stronie internetowej - można go obecnie dostać za 31,49 zł i to się mega opłaca! :D
Ja jestem z niego bardzo zadowolona, z chęcią po niego sięgam, choć w sumie to on mógłby być o połowę mniejszy ;)
Ja jestem z niego bardzo zadowolona, z chęcią po niego sięgam, choć w sumie to on mógłby być o połowę mniejszy ;)
Jak Wam się podoba ten produkt? Jakie są Wasze ulubione rozświetlacze? ;)