Witajcie,
jak wiecie jestem posiadaczką bardzo bladej cery. Była ona moją "zmorą" przez długie lata, gdzie zewsząd wmawiano mi, że wyglądam jak trup i powinnam się na siłę opalać, bo przecież "tak wyglądać nie można" (heh). Cóż, długi czas panowała moda na marchewkową opaleniznę. Z czasem nauczyłam się jednak ignorować nieprzychylne komentarze i pokochałam swoją bladą i wyjątkową skórę. Bladolice pokochała i doceniła również moda. Pech chciał, że wiele firm kosmetycznych nie poszło za tą modą i nie wprowadziło na rynek jasnych odcieni podkładów, uparcie produkując nienaturalne marchewki (które nawet na ciemniejszych karnacjach wyglądają sztucznie... cóż). I cóż, ja zaczęłam się malować, oni dalej "swoje" i nadal trudno jest mi znaleźć płynne, stosunkowo tanie jasne podkłady.
Eveline jest jedną z marek, do których nie miałam większego zaufania. Te krzyczące dziwne hasła "reklamowe" na produktach jedynie mnie odstraszają. Jednak od pewnego czasu trafiam na ich produkty, które nie tylko nie zawodzą, ale są też warte uwagi. Kontynuując "blady" temat - Eveline stworzyło kryjący podkład w JASNYM, porcelanowym odcieniu - krzyczę "brawo"! Jest to Double Cover, czyli podkład kryjąco-matujący (co do tego ostatniego mam pewne zastrzeżenia) z serii art scenic, przeznaczony do cery normalnej, tłustej oraz mieszanej. Odcień to numer 32 porcelanowy - najjaśniejszy z całej gamy z tej serii.
I jak to porcelana ma do siebie, podkład ten pomimo że jest jasny (choć nie najjaśniejszy, więc najbledsze bladolice nie będą z niego zadowolone) ten zawiera w sobie nuty różowego pigmentu i niestety pomarańczowego. Niby odcień tuż po nałożeniu jest żółtawy, ładny żółtawy beż - idealny, ale z czasem po nałożeniu zaczyna lekko ciemnieć i co gorsza właśnie "pomarańczowieć". Wolałabym więc, żeby odcień na mojej skórze pozostał taki jaki jest, albo by był bardziej alabastrowy (neutralny bardzo jasny beż, albo taki z odrobiną żółtych pigmentów, które dodatkowo neutralizowałyby zaczerwienienia) i może jeszcze jaśniejszy. Na zdjęciach na szczęście nie widać większych różnic między buzią usmarowaną podkładem a niewymalowaną szyją, niemniej jednak rzuca się to w oczy "na żywo", a przecież nie maluję się tylko do zdjęć (o dziwo ;)).
Swatche, po lewej "świeższy" podkład, po prawej podkład po paru minutach. Zdjęcie z lampą i w świetle naturalnym, dziennym:
Co w nim lubię? Krycie! Krycie jest świetne, ten podkład potrafi nieźle zatuszować wszelkie zaczerwienienia, ślady po pryszczach, blizny, piegi, zmniejszyć widoczność pieprzyków. Podkład nie kryje w 100%, ale wystarcza mi dodatkowe użycie korektora i już jest bomba. Dość dobrze rozprowadza się na twarzy, choć nieuważnie nakładając go za pomocą pędzla można zrobić smugi - jednak nie zastyga od razu, da się go jeszcze przez chwil parę poprawić. Wolę nie nakładać go palcami, jednak dzięki pędzlowi podkładu na buzi jest mniej i unikam (albo jestem tego bliska) efektu maski. Choć w przypadku tak mocno kryjącego podkładu raczej lepiej się nie spodziewać naturalnego efektu ;), nie o to tutaj chodzi. Jak dla mnie podkład sam w sobie nie matuje, podkład wymaga oczywiście dodatkowego (silniejszego lub słabszego) zmatowanienia pudrem matującym rzecz jasna. Porcelanka ta jest trwała, spokojnie bez większych zabiegów, wytrzymuje na mojej buzi do końca dnia, nie schodzi płatami nic z tych rzeczy. Nie podkreśla suchych skórek, odrobinę może "wchodzić" w zmarszczki i je podkreślać. Jest tani (ok. 20 złotych za 30 ml) i (raczej) łatwo dostępny!
Czego w nim nie lubię? Chemicznego zapachu, niekoniecznie przepadam też za podkładami w tubce. Nie odpowiada mi też, jak wspominałam, fakt ciemnienia na mojej skórze. Mógłby też faktycznie matowić skórę, za to efekt wydaje się być jakby lepki, nie podoba mi się. Jest dość ciężki, choć mnie nie zapchał mi porów, noszenie go na co dzień jest dużym wysiłkiem dla skóry - jest to więc produkt raczej na większe wyjścia.
Uprzedzam - nie przestraszcie się. Tak wygląda mniej więcej moja cierpiąca skóra, kiedy jest w nieco gorszym stanie i cóż, kiedy sobie z nią nie radzę. Nie ma nic na buźce poza kremami i korektorem pod oczy (Eveline kryjąco-rozświetlający). Dalej - buźka lekko maźnięta podkładem - mniej więcej tak wygląda nałożony na świeżo na buzię.
I buzia pokryta dość cienką warstwą podkładu za pomocą pędzla Hakuro H54. Weźcie proszę pod uwagę tutaj przy zdjęciach twarzy fakt, że robię je przy użyciu lampy i nie zawsze dobrze oddają odcienie, na poniższych zdjęciach chodzi mi jednak głównie o przedstawienie efektu krycia ;)
Poniżej pierwsze zdjęcie dodatkowo z korektorem (kamuflaż Pierre Rene odcień 02 Beige), drugie twarz zmatowiona, podkład utrwalony pudrem sypkim MIYO.