Witam,
pewien czas temu od załogi Makeup Geek otrzymałam propozycję nie do odrzucenia. Zaproponowano mi przesłanie "kilku" ich produktów, w tym cieni do powiek, pigmentów oraz linerów w żelu. Oczywiście, zważając na mój makijażowy obłęd, nie mogłam odmówić! Przez co niedawno przybyła do mnie paczka zawierająca wszystkie te cudeńka, zapakowane w prześliczne opakowania (tak, uwiodły mnie) wraz z odręcznie napisanym listem - krótko mówiąc, był szał.
Najpierw chciałabym Wam przybliżyć żelowe linery, wybrałam najfajniejsze (cóż za skromność!) odcienie z oferty - cudownie niebieski Electric, śliczny fiolet Amethyst oraz cudny morski Fame. Te eleganckie szklane słoiczki zapakowane były w przeurocze i śliczne kartoniki (musiałam, są takie ładne).
Prawda, że są piękne?
Żelowe linery Makeup Geek to przede wszystkim świetne, oryginalne odcienie, szałowa pigmentacja i dobra trwałość. Konsystencja jest twardo-śliska, nie ma tutaj mowy o masełkowej miękkości jak w linerach Essence. Dla mnie to zaleta, nie ma mowy o wyschnięciu części żelu, nie tworzą się skorupki. Z jego nabieraniem nie ma żadnego problemu (wystarczy delikatnie przejechać po wierzchu linera) tym bardziej z malowaniem kreski - już za jednym pociągnięciem otrzymujemy mocny kolor. Linery nie zasychają od razu, można więc efekt ewentualnie poprawić. Trwałość jak dla mnie jest świetna, to najlepsze linery z jakimi miałam do czynienia. Fakt faktem, pod sam koniec dnia potrafi mi się taki delikatnie ukruszyć w kącikach - niemniej jednak przebija wszystkie dotychczas używane przeze mnie linery, nie tylko te żelowe. A gwoli ścisłości, miałam (niektóre mam nadal) lubiane i chwalone Maybelline Eyestudio lasting drama czy słynne Essence (nie miałam przyjemności jeszcze z Catrice ale to kwestia czasu). Te cuda są ponadto wodoodporne i nie powinny się rozmazywać czy odbijać na powiece.
Makeup Geek Amethyst, Fame, Electric. |
Swatche odcieni:
MUG Fame, Amethyst, Electric. |
Amethyst - prześliczny, intensywny, wręcz lekko wibrujący fiolet, zachowany w neutralnej tonacji, choć na lekko różowym podbiciu. Delikatnie perłowy, mikroskopijne drobinki dodają mu tylko uroku. Jest jaśniejszy od Essence Berlin Rocks, bardziej czysty i mniej przypomina (wręcz wcale) śliwkę węgierkę. Lubię go zarówno do dziennych, delikatnych makijaży jak i oczywiście do kolorowych szaleństw :)
(klik!)
Fame - najpiękniejszy z całego trio, cudowny morski odcień z większą ilością połysku (mikrodrobinek), które również świetnie i pięknie się prezentują. Nie potrafię go przyrównać do niczego innego z czym miałam styczność - choć możecie wyobrazić sobie cień Inglot 338 w cudowniejszej, bardziej turkusowej wersji. Dla mnie to istne cudo, które wpasować potrafię do każdego makijażu zgodnie z dewizą "chcieć to móc" :D
(klik!)
Electric - tym razem śliczny, niebieski liner w chabrowym odcieniu. Nie posiada żadnych drobinek, jest matowy i stosunkowo głęboki. Fajnie prezentuje się w towarzystwie brązów jak i na wrzosowym tle (jak zobaczycie poniżej). Również (oczywiście!) bardzo go lubię.
(klik!)
Pozostaje mi jedynie je polecić - jeśli szukacie intensywnych, pięknych kolorów zamkniętych w linerach a przy tym dobrej jakości, żelowe cacka od Makeup Geek to będzie dobry wybór. Możecie je kupić na ich stronie TUTAJ za 7.99$, przesyłka do Polski trochę kosztuje, dlatego też na pewno lepiej będzie się na nią złożyć.
Jak Wam się podobają ich odcienie? Macie może godne polecenia szałowe, kolorowe linery? :)