Witajcie,
o cieniach do powiek mogłabym pisać w nieskończoność, w końcu to mój największy bzik makijażowy. Mam już ich sporą kolekcję, raz po raz z ledwością powstrzymuję się od zakupu kolejnych sztuk, ale mimo wszystko silnej woli to ja wcale nie mam ;)
Jakiś czas temu wpadły mi rączki kosmetyki z BH Cosmetics, mogliście już widzieć jedną ze szminek (odsyłam do posta o niej), a także kilka makijaży wykonanych przy użyciu tych produktów (TUTAJ czy TUTAJ). Posiadam również dwie palety, ale tak naprawdę dopiero jedną zdążyłam porządnie przetestować i poużywać. Czy z przyjemnością? Zobaczycie, zapraszam do dalszej lektury!
Paleta, która jako jedna z trzech najmocniej wpadła mi w oko (jeszcze bardzo podoba mi "brazylijka" i paleta z duchem lat 60') z BH Cosmetics jest 28 Color Palette Smoky Eyes Edition, czyli po prostu paleta cieni idealnych do wykonywania makijażu smoky eye. Na pierwszy rzut oka miałam jedno spore dość zastrzeżenie - nie znajdziemy tutaj typowego cienia do rozcierania, czyli kremowego/cielistego matu. Na szczęście, większość makijażowych wariatek tak czy owak posiada taki cień w swoich zasobach, albo rozciera cienie innymi metodami. Choć taki odcień przydałby się też do lżejszego rozświetlania kącików wewnętrznych, a tym bardziej do rozświetlania miejsca pod łukiem brwiowym.
Nie zabrakło jednak typowej, matowej czerni, która świetnie się sprawdzi zarówno solo, jak i do przyciemniania makijażu oka. Poza tym, mamy tutaj nie tylko odcienie czerni (jakkolwiek to zabrzmiało źle - choć mi o to, że czernie są w sumie trzy: zwykła matowa, oraz dwie z drobinkami - złotymi i srebrnymi), ale również szarości i srebra (jest ich całkiem sporo, łącznie z czerniami to aż 8 cieni), niebieskości (całe 4), jedną jedyną ale za to piękną zieleń, ciepłe i zimne fiolety (7 sztuk), całe dwie czerwienie (czysta i mocna, oraz bordo), aż cztery róże (według mnie w za dużej liczbie, bo różowe smoky to jednak nie moja bajka), oraz jeden beż i jeden odcień szampański.
Poszczególne odcienie prezentują się następująco:
Pierwszy rząd:o cieniach do powiek mogłabym pisać w nieskończoność, w końcu to mój największy bzik makijażowy. Mam już ich sporą kolekcję, raz po raz z ledwością powstrzymuję się od zakupu kolejnych sztuk, ale mimo wszystko silnej woli to ja wcale nie mam ;)
Jakiś czas temu wpadły mi rączki kosmetyki z BH Cosmetics, mogliście już widzieć jedną ze szminek (odsyłam do posta o niej), a także kilka makijaży wykonanych przy użyciu tych produktów (TUTAJ czy TUTAJ). Posiadam również dwie palety, ale tak naprawdę dopiero jedną zdążyłam porządnie przetestować i poużywać. Czy z przyjemnością? Zobaczycie, zapraszam do dalszej lektury!
Paleta, która jako jedna z trzech najmocniej wpadła mi w oko (jeszcze bardzo podoba mi "brazylijka" i paleta z duchem lat 60') z BH Cosmetics jest 28 Color Palette Smoky Eyes Edition, czyli po prostu paleta cieni idealnych do wykonywania makijażu smoky eye. Na pierwszy rzut oka miałam jedno spore dość zastrzeżenie - nie znajdziemy tutaj typowego cienia do rozcierania, czyli kremowego/cielistego matu. Na szczęście, większość makijażowych wariatek tak czy owak posiada taki cień w swoich zasobach, albo rozciera cienie innymi metodami. Choć taki odcień przydałby się też do lżejszego rozświetlania kącików wewnętrznych, a tym bardziej do rozświetlania miejsca pod łukiem brwiowym.
Nie zabrakło jednak typowej, matowej czerni, która świetnie się sprawdzi zarówno solo, jak i do przyciemniania makijażu oka. Poza tym, mamy tutaj nie tylko odcienie czerni (jakkolwiek to zabrzmiało źle - choć mi o to, że czernie są w sumie trzy: zwykła matowa, oraz dwie z drobinkami - złotymi i srebrnymi), ale również szarości i srebra (jest ich całkiem sporo, łącznie z czerniami to aż 8 cieni), niebieskości (całe 4), jedną jedyną ale za to piękną zieleń, ciepłe i zimne fiolety (7 sztuk), całe dwie czerwienie (czysta i mocna, oraz bordo), aż cztery róże (według mnie w za dużej liczbie, bo różowe smoky to jednak nie moja bajka), oraz jeden beż i jeden odcień szampański.
Poszczególne odcienie prezentują się następująco:
Jasny, słodki róż typu Barbie o słabo-średniej pigmentacji. Osobiście nie przepadam zbyt mocno jak wiecie za takimi odcieniami, u mnie ląduje więc na upartego jako akcent.
Ten szampański cień raczej przypomina pyłek z drobinkami srebrnego brokatu - fajnie wygląda jako akcent w kącikach wewnętrznych, jako dodatek na dolnej powiece etc. Pigmentacja również taka średnio-słaba. Minus za drobinki, które uwielbiają migracje i ogólnie trudno jest się ich pozbyć.
Tak, ten piękny cień na swatchu staje się zdecydowanie chłodniejszy niż wydaje się być w palecie. Również należy do cieni z brokatem - tym razem złotym, drobinki zaś zanurzone są w matowej fioletowej bazie. Taki odcień fioletu bardzo lubię. Pigmentacja średnia, brokat wredny i uparty.
Cień z cyklu "ratujących sytuację" - bardzo dobrze napigmentowana, cudowna, lekko metaliczna zieleń. Raczej ciepła, delikatnie zgniła, ale wyjątkowo piękna!
Matowy trupek, czyli taka ciemniejsza morskość - niebiesko-zielony odcień z przewagą niebieskości. Dobra pigmentacja.
Jasny szary przyjemniaczek w macie, który niestety u mnie ma słabszą pigmentację, bo tworzy mi się na nim jakaś dziwna skorupka (pomimo faktu, że nie miał styczności z niczym tłustym). Skorupkę zdrapuję - wtedy jest okej ;)
Ciemniejszy odcień taupe, czy też połączenie szarości z brązem w satynie (cień wygląda na perłowy, ale na skórze jest lekko satynowy). Pigmentacja okej, choć nie powala.
Drugi rząd:
Kolejny słodki róż, za którym nie przepadam - swatch nie wyszedł, cień w rzeczywistości jest żywszy, choć nadal cukierkowy. Pigmentacja spoko, wykończenie satynowe (choć niby to lekka perła).
Złotawy beż - złota nadają liczne, drobniejsze drobinki, które całkiem dobrze się go trzymają, beż jest też raczej ciepły, lekko pomarańczowawy. Ładny i wyjątkowy, choć pigmentacja mogłaby być lepsza.
Cudownie napigmentowana ciemna śliwka o wykończeniu lekko metalicznym. Po prostu piękny!
Chłodny fiolet lekko opalizujący na błękit o dobrej pigmentacji. Bardzo piękny i wyjątkowy cień!
Chłodny, ciemniejszy błękit o lekko metalicznym wykończeniu i dobrej pigmentacji.
Bardzo słabo napigmentowane jasne srebro o lekkim, bardzo delikatnie satynowym wykończeniu.
Metaliczne, ciemniejsze srebro, o dobrej pigmentacji. Takie ładne po prostu ;))
Okej, nie wiem czemu na zdjęciach tak wygląda - to może przez fakt, że ten cień to kameleon. W świetle dziennym jawi się lekkim fioletem, w sztucznym - jest zdecydowanie bardziej jagodowy i mocniejszy. To niepłaski mat o średniej pigmentacji (i znów ze skorupką!).
Jasny zgaszony róż w macie o średniej pigmentacji, ale dalej jakiś taki uroczy.
Wygląda jak na swatchu właściwie, więc jest to ciepły, ciemniejszy (ale nie bardzo ciemny) fiolet w macie, o, o dziwo, dobrej pigmentacji.
Jasny, liliowy fiolet w delikatnej perle o całkiem dobrej pigmentacji. Taki trochę Inglot 320, ale bardziej fioletowy.
Gwóźdź programu, czyli cudoooowny, ciemny granat, taki nocny, taki piękny, i jeszcze pigmentacja dobra, choć diabełek nieco czernieje na skórze.
Metaliczne srebro o słabej pigmentacji, po prostu.
Czerń o bardzo dobrej pigmentacji w macie, z brokatowymi, srebrnymi drobinkami-wędrowniczkami :)
Czwarty rząd:
Czerwień, mat, lekko rdzawa, ale na skórze jakby spokojniejsza. Pigmentacja bardzo dobra.
Czy to śliwka, czy to bordo - normalnie ciepła śliwka, roztarty bordowieje, proste! :) Dobra pigmentacja, mat.
Prześliczny, lekko metaliczny, ciemny fiolet, coś jak Inglot 446 ale z mniejszą ilością brązowych tonów. Taki ładny, taka dobra pigmentacja, jest okej!
Taki tam elektric violet o średniej pigmentacji w macie.
Chłodny granat albo ciemny niebieski po prostu, który po roztarciu nieco trupieje ;) W macie, bardzo dobra pigmentacja.
Kolejny brokatowiec, tym razem w czarnej matowej, mocnej bazie, zanurzone są liczne złote drobinki.
Całkiem nieźle napigmentowana matowa czerń.
Jeśli chodzi o ogólną jakość tych cieni - najbardziej zadowolona jestem z metalików oraz kilku dobrze napigmentowanych matów. Niemniej jednak, wszystkie te cienie są wyjątkowo twarde i mocno zbite. Trudno jest więc nabrać cień na pędzel, a co dopiero zaaplikować kolor na powiekę. Najlepszym więc sposobem na nie jest stopniowe dokładanie cienia, w celu uzyskania zadowalającego efektu oraz, co ważne, malowanie na bazie pod cienie, bo choć kolory wydają się być na swatchach intensywne, to naprawdę są suche i zbite, więc baza polepszy ich przyczepność ;)
Tak więc, nie są to cienie złe, ale prawdę mówiąc swoją jakością mnie nie położyły na łopatki - dużo bardziej wolę polskie KOBO, Inglota czy też oczywiście moje kochane Makeup Geek. Niemniej jednak, odcienie są naprawdę ładne, wyjątkowe - więc do zabaw makijażowych, nawet spokojnie do noszenia na co dzień (o ile nie brakuje Wam cierpliwości), można się na taką paletkę pokusić. Tym bardziej, że nie jest to duży wydatek (ok. 40 zł), a przypominam, mamy tu aż 28 odcieni o różnych wykończeniach i o średnicy standardowych kółek (Inglot, Mac, MUG, KOBO etc.), jest więc jak szaleć ;)
Można taką paletę kupić oczywiście bezpośrednio u nich - na stronie BH Cosmetics TUTAJ, albo w licznych sklepach internetowych, np. w Beverly - TUTAJ.
A Wam jak się podoba ta paletka? Mieliście już do czynienia z kosmetykami BH Cosmetics?