Odcienie nude zawsze są w modzie. Bez nich także nie da się po prostu obejść czy to przy tworzeniu codziennego jak rónież wyjściowego looku. Są taką idealną bazą, podłożem na którym się buduje ciekawsze lub po prostu... bardziej kolorowe maziaje. Ale nie tylko - równie dobrze prezentują się solo, mniej lub bardziej skomplikowane kompozycje. Coraz więcej jest na szczęście na rynku paletek cieni, zawierających przeróżne nudziakowe kompozycje - mamy więc z czego wybierać! W moje ręce wpadła nowość (w Polsce) od Maybelline - paletka cieni The Nudes.
Jak widzicie, team Maybelline Polska zrobił mi nie lada niespodziankę - jeszcze nigdy nie miałam kosmetyku przyozdobionego nazwą mojego bloga! Mega fajne :D Dzięki temu ta paletka stała się taka bardziej moja, "mojsza".
Przyznaję, że kompozycja kolorystyczna, cały dobór odcieni jest naprawdę fajny i niekoniecznie typowy. Mamy tutaj przede wszystkim kilka "podstawowych" cieni, jak matowy krem ("cielak"), matowy beż (rozbielone kakao) idealny do podkreślania załamania czy jako cień transferowy, dwa matowe brązy - jeden nieco cieplejszy, kakaowy, drugi ciut ciemniejszy, chłodniejszy, idealny do przyciemniania makijażu oka, a także matowa czerń, która ma całkiem niezłą pigmentację i sprawdza się choćby do przyciemniania linii rzęs. Mamy więc 5 matów!
Następnymi w kolejce są oczywiście cienie błyszczące. Są tutaj typowe delikatesy! Jak choćby ten cudowny, lekko połyskliwy neutralny beż, nieco cieplejszy od tego matowe, a przynajmniej pozbawiony fioletowych podtonów. Czy też drugi ciepły beż, lekko złocisty zarówno w odcieniu jak i poświacie, który ma nieco mocniejszy połysk od poprzednika. A kolejce są typowe perły - śliczne, jasne, żółte złoto, ciemny ciepławy, lekko czekoladowy brąz oraz prześliczny szampański i delikatnie łososiowy cudak.
Ostatnimi w kolejce są dwa chyba najbardziej wyjątkowe cienie w paletce. Pierwszym z nich jest piękne stare złoto, lekko oliwkowe, ciemne, przybrudzone, które swoim wykończeniem przypomina niemal cienie metaliczne. A na koniec zostawiłam perełkę - cudownie piękny duochrome z rozświetlającymi, dużymi drobinkami. Jest to przepiękny jasny kremowy, który cudnie mieni się na brzoskwiniowo, różowo, złoto.
Jak więc widzicie pod względem odcieni i wykończeń, ta paletka jest wyjątkowo urokliwa.
Jeśli chodzi o formułę tutaj mam nie lada zagwozdkę. Z jednej strony cienie są wyjątkowo przyjemne, mega kremowe w dotyku. Fajnie rozprowadzają się na skórze, naprawdę przyjemnie mi się je swatchuje. Niemniej jednak, gdy przychodzi do malowania oka... tutaj nie jest już tak cudownie. Cienie słabo "przyklejają się" do powieki nakładane pędzlami (choć oczywiście nieco lepiej sprawują się tutaj te z syntetycznym włosiem), szczególnie do powieki odtłuszczonej i przypudrowanej. Podczas nakładania niestety potrafią się nieco osypywać, nie widocznymi drobinkami, a całą mgiełką koloru, więc na to trzeba wyjątkowo uważać. Co więcej nie da się niestety tych cieni "nadbudowywać" - trudno pogłębić kolory, a niemal wcale nie da się nałożyć jednego na drugi. Na pewno metodą byłoby stosowanie ich na mokro - lecz ja jestem wyjątkowo leniwa, jeśli o to chodzi. Na duży plus zaś przemawia fakt, że bardzo fajnie i wyjątkowo ładnie się rozcierają - tworzą piękną mgiełkę koloru i są wprost stworzone do codziennych, lekkich "smoczków" i innych delikatesów.
Na przykład takich:
Pojemność cieni to 9,6 g, a sama paletka wykonana jest z cienkiego, lichego wręcz, błyszczącego plastiku. Nie byłabym zła na to opakowanie, gdyby nie fakt, że już, nie mam pojęcia jak gdzie kiedy, mi popękało. A bardzo dbam o swoje rzeczy. Na korzyść paletki nie przemawia także jej cena - zaczyna się od ok. 50 zł, plusem jest jednak szeroka dostępność.
Na pewno paletka bardziej sprawdzi się u mniej wymagających kobiet, które cenią sobie uniwersalne, naturalne odcienie, idealne do stworzenia delikatnego, zarówno dziennego jak i wieczorowego mejkapu. Ja przyznam, że zawiodłam się na formule, i po paletkę będę raczej sięgać właśnie do szybkich dziennych dymków, na pewno nie do zabaw z makijażem.
A Wam jak się podoba ta paletka? :)
Przyznaję, że kompozycja kolorystyczna, cały dobór odcieni jest naprawdę fajny i niekoniecznie typowy. Mamy tutaj przede wszystkim kilka "podstawowych" cieni, jak matowy krem ("cielak"), matowy beż (rozbielone kakao) idealny do podkreślania załamania czy jako cień transferowy, dwa matowe brązy - jeden nieco cieplejszy, kakaowy, drugi ciut ciemniejszy, chłodniejszy, idealny do przyciemniania makijażu oka, a także matowa czerń, która ma całkiem niezłą pigmentację i sprawdza się choćby do przyciemniania linii rzęs. Mamy więc 5 matów!
Następnymi w kolejce są oczywiście cienie błyszczące. Są tutaj typowe delikatesy! Jak choćby ten cudowny, lekko połyskliwy neutralny beż, nieco cieplejszy od tego matowe, a przynajmniej pozbawiony fioletowych podtonów. Czy też drugi ciepły beż, lekko złocisty zarówno w odcieniu jak i poświacie, który ma nieco mocniejszy połysk od poprzednika. A kolejce są typowe perły - śliczne, jasne, żółte złoto, ciemny ciepławy, lekko czekoladowy brąz oraz prześliczny szampański i delikatnie łososiowy cudak.
Ostatnimi w kolejce są dwa chyba najbardziej wyjątkowe cienie w paletce. Pierwszym z nich jest piękne stare złoto, lekko oliwkowe, ciemne, przybrudzone, które swoim wykończeniem przypomina niemal cienie metaliczne. A na koniec zostawiłam perełkę - cudownie piękny duochrome z rozświetlającymi, dużymi drobinkami. Jest to przepiękny jasny kremowy, który cudnie mieni się na brzoskwiniowo, różowo, złoto.
Jak więc widzicie pod względem odcieni i wykończeń, ta paletka jest wyjątkowo urokliwa.
Jeśli chodzi o formułę tutaj mam nie lada zagwozdkę. Z jednej strony cienie są wyjątkowo przyjemne, mega kremowe w dotyku. Fajnie rozprowadzają się na skórze, naprawdę przyjemnie mi się je swatchuje. Niemniej jednak, gdy przychodzi do malowania oka... tutaj nie jest już tak cudownie. Cienie słabo "przyklejają się" do powieki nakładane pędzlami (choć oczywiście nieco lepiej sprawują się tutaj te z syntetycznym włosiem), szczególnie do powieki odtłuszczonej i przypudrowanej. Podczas nakładania niestety potrafią się nieco osypywać, nie widocznymi drobinkami, a całą mgiełką koloru, więc na to trzeba wyjątkowo uważać. Co więcej nie da się niestety tych cieni "nadbudowywać" - trudno pogłębić kolory, a niemal wcale nie da się nałożyć jednego na drugi. Na pewno metodą byłoby stosowanie ich na mokro - lecz ja jestem wyjątkowo leniwa, jeśli o to chodzi. Na duży plus zaś przemawia fakt, że bardzo fajnie i wyjątkowo ładnie się rozcierają - tworzą piękną mgiełkę koloru i są wprost stworzone do codziennych, lekkich "smoczków" i innych delikatesów.
Na przykład takich:
Pojemność cieni to 9,6 g, a sama paletka wykonana jest z cienkiego, lichego wręcz, błyszczącego plastiku. Nie byłabym zła na to opakowanie, gdyby nie fakt, że już, nie mam pojęcia jak gdzie kiedy, mi popękało. A bardzo dbam o swoje rzeczy. Na korzyść paletki nie przemawia także jej cena - zaczyna się od ok. 50 zł, plusem jest jednak szeroka dostępność.
Na pewno paletka bardziej sprawdzi się u mniej wymagających kobiet, które cenią sobie uniwersalne, naturalne odcienie, idealne do stworzenia delikatnego, zarówno dziennego jak i wieczorowego mejkapu. Ja przyznam, że zawiodłam się na formule, i po paletkę będę raczej sięgać właśnie do szybkich dziennych dymków, na pewno nie do zabaw z makijażem.
A Wam jak się podoba ta paletka? :)