Witajcie,
jesień tuż tuż, pora więc wyciągnąć z dna kosmetyczek, kufrów i szufladek krwisto czerwone mazidła do ust! W końcu sezon jesień-zima jest dla nich stworzony ;) Czerwieni naustnych posiadam, można powiedzieć, całe mnóstwo, w najbliższym czasie też postaram się Wam pokazać resztę z nich.
Na pierwszy rzut coś nietypowego, ni to błyszczyk ni pomadka, ni to mat ni to krem. Czym więc jest Essence XXXL longlasting lipgloss Matte Effect? Lekką, kremową pomadką w płynie albo po prostu gęstym, kremowym błyszczykiem.
Mój egzemplarz to cudowna czerwień - 07 Silky Red, i choć zdjęcia będą nieco mylące, tak naprawdę jest to piękna, czysta czerwień bez domieszki pomarańczy, ale też nie ze zbyt wielką różu. Odcień jest więc wyjątkowo twarzowy! Fakt, że nie jest to ciemna czerwień ani też wyjątkowo jasna sprawia, że będzie odpowiednia właściwie podczas każdej pory roku, ale także będzie pasować do większości typów urody.
Pigmentację ma wyjątkowo w końcu mocną, kolor jest intensywny i mocno zwraca uwagę! Krycie jest niby dobre (mogłoby być lepsze), ale za to kolor rozkłada się nieco nierówno, zjada się też niekoniecznie estetycznie. I choć aplikator nie jest jakiś bardzo zły pod względem kształtu czy wielkości - mam problemy z idealnym obrysowanie ust za jego pomocą. Trwałość - standardowa jak na takie mazidło, czyli bez rewelacji. Niestety też szybko się zjada i odbija na szklankach (może też rozmazywać), bo typowa matowa szminka w płynie to nie jest i nie zastyga. Ma bardzo kremową, jakby aksamitną konsystencję, na ustach za to wygląda jak zwykła kremowa pomadka ;) Nie odpowiada mi do końca jego zapach, niby jest słodki, jakby waniliowo-budyniowy, ale delikatnie zbyt mdlący.