poniedziałek, 27 stycznia 2014

Czekoladka od Bourjois

Witajcie,

od kilku miesięcy mam przyjemność używać słynnej czekoladki od Bourjois, czyli pudru brązującego, w odcieniu nr 52. Wiem, że wiele z Was bardzo lubi ten bronzer i wiele również chętnie by go miało w swoim posiadaniu. Dla tych, którzy się jeszcze wahają - poczytajcie!




Cóż, opakowanie to sam urok! Choć jest kartonikowe to wydaje się być dość trwałe, na pewno się nie połamie, ale też szybciej się brudzi. Zamykane jest na magnes - i zapewne dopóki opakowanie się nie powygina, dopóty będzie zamykało się stosunkowo szczelnie. Nietrudno jest więc wpaść w łaski tego kosmetyku, tym bardziej że tuż po otwarciu kusi nas pysznym, słodkim zapachem, który jednak nie do końca przypomina mi czekoladę - niemniej jednak jest bardzo ładny i na pewno umila czas nakładania bronzera.


Opakowanie jednak opakowaniem, najbardziej liczy się zawartość! A jest nią 16,5 gramowy bronzer fakturą przypominający czekoladę (jak widać zresztą). Odcień to ciepły, średni brąz z rudawo-czerwonawymi podtonami. Najlepiej będzie więc pasował cerom ciepłym i może też neutralnym, jakoś nie wyobrażam go sobie na chłodnej skórze (chyba że mam zaburzenia widzenia - jeśli macie chłodne cery i ten odcień się u Was sprawdza - to mnie proszę poprawcie). Przy jasnych karnacjach niespecjalnie nadaje się do konturowania, przy ciemniejszych można zaryzykować. Ja go używam głównie do ciepłych makijaży, wtedy się ładniej wpasowuje, przy innych - za mocno się odcina i wygląda nienaturalnie. 

Nie miałam w ręku odcienia nr 51 - ale z tego co czytałam, wynika że jest bardziej twarzowy i jaśniejszy, przeznaczony co jasnych i średnich karnacji. Numer 52 zdecydowanie najlepiej będzie wyglądał przy ciemniejszych.


Pigmentacja produktu jest średnia w kierunku słabej - nie zrobimy sobie nim krzywdy. Dla mocniejszego efektu spokojnie można dokładać kolejne jego warstwy (oczywiście nakładany na kosmetyki mineralne będzie mniej widoczny i to trzeba również wziąć pod uwagę), wtedy bronzer staje się lepiej widoczny. Jest bardzo wydajny, więc nie obawiam się o szybkie zużycie i do zdjęć nakładam go właśnie w większej ilości. Świetnie się rozciera, świetnie nakłada, podczas aplikacji w ogóle nie pyli. 

Zawiodłam się jednak na jego trwałości - nie powala na łopatki. Bronzer w ciągu dnia blaknie i powoli ginie z twarzy, na szczęście w sposób w miarę równomierny. Jest pod tym względem gorszy niż sporo tańszy bronzer od MIYO, który to wytrzymuje u mnie (ze mną :D) aż do demakijażu. 


Poniżej swatche, od lewej:
czekoladka Bourjois, MIYO Sun Kissed, Pierre Rene Compact Powder nr 13, róż Sleek Suede.

Bronzer kosztuje około 60 złotych - jeśli Was bardzo kusi to polecam polować na wyprzedaże i promocje typu -40%.

Ja mam do niego mieszane uczucia, z jednej strony uwodzi mnie fakturą, zapachem i przyjemnym użytkowaniem, z drugiej strony mam wrażenie że nawet w mniejszych ilościach na mojej skórze zbyt mocno i nienaturalnie się odcina. Dlatego najczęściej sięgam po lekko oliwkowy MIYO Sun Kissed, który lepiej wpasowuje się w moją buźkę kolorystycznie.

A Wy znacie tę słynną czekoladkę? Jak się u Was spisuje? Jakie są Wasze ulubione bronzery?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...