Witam,
pora na relację z używania ostatniego już w tej turze produktu mineralnego. Na poprzednie notki o minerałach Lily Lolo zapraszam TUTAJ. tym razem będzie więc o pudrze sypkim Lily Lolo Flawless Matte od Costasy.
pora na relację z używania ostatniego już w tej turze produktu mineralnego. Na poprzednie notki o minerałach Lily Lolo zapraszam TUTAJ. tym razem będzie więc o pudrze sypkim Lily Lolo Flawless Matte od Costasy.
Produktu jest 7 gram - niby nie jest to szalona liczba, jednak jest bardzo wydajny. Jego niewielka ilość wystarcza na pokrycie całej twarzy. Bardzo drobno zmielony proszek może z początku nieco bielić skórę, jednak już po chwili pięknie się wtapia, a po białym kolorze nie ma ani śladu.
Ja kombinuję dalej, stosuję go więc pod podkład jako bazę, a na podkład dodatkowo nakładam inny puder matujący. To rozwiązanie sprawdza się u mnie lepiej niż stosowanie tego pudru jako wykończeniowego. Na szczęście nie mam tak wielkich problemów ze skórą, żeby kosmetyk tego typu (lekki, delikatny i niezapychający porów) był dla mnie "ostatnią deską ratunku" i cóż jedyną. Równie dobrze, o ile nie lepiej spisują się u mnie produkty drogeryjne - więc przy nich póki co pozostanę.
Puder sypki Lily Lolo Flawless Matte można kupić na Costasy.pl TUTAJ za stosunkowo wysoką cenę 72,90 zł.
A Wy znacie ten puder? Jakich pudrów sypkich używacie? Które pudry matujące się u Was najlepiej spisują?