poniedziałek, 19 maja 2014

O linerze (nie)doskonałym - Maybelline eye studio lasting drama gel liner

Witam Was,


pewnie wiele z Was zna ten produkt, ale wiele zapewne ma jeszcze na niego oko i zastanawia się, czy wart jest swojej ceny. Liner w żelu Maybelline EyeStudio Lasting Drama w kolorze 01 Intense Black normalnie kosztuje ok. 28 zł, ja dorwałam go na promocji w Super Pharm jakiś czas temu za cenę niższą - 20,99 zł i tę cenę uważam za zdecydowanie bardziej sensowną (jako że jestem czepliwą zrzędą).

Liner zapakowany jest w kartonik (pozaklejany, zabezpieczony) - rozwiązanie o tyle świetne, że mamy pewność, że nikt się do niego nie dobierał i nikt słoiczka nie odkręcał (bo może to wcale nie czerń a róż..., sprawdzę!) - jak wiadomo linery w żelu mają dość krótką datę przydatności od otwarcia, waha się ona od 6 miesięcy do około 12, co więcej są wydajne - więc jasną sprawą jest, że lepiej kupić produkt świeży.




Poza tym w opakowaniu znajduje się także pędzelek! I to nie byle jaki, a naprawdę świetny pędzel - krótki, o spłaszczonej, zaokrąglonej główce i ok. 2-3mm szerokości. Świetnie się sprawdza nie tylko przy malowaniu kreski na powiece, ale jeśli wolimy inny kształt pędzelka do tej czynności - ten możemy z powodzeniem wykorzystać choćby do malowania ust.


Konsystencja linera jest gęsta, treściwa, smolista. Nie przypomina zupełnie masełka z Essence, bardziej na myśl przywodzi mi liner ze Sleeka. Osobiście lubię taką formułę - dzięki niej za jednym pociągnięciem mogę namalować mocną i bez żadnych prześwitów, czy to grubą czy to cieńszą kreskę. Kolor faktycznie jest głęboki i intensywny, to czerń nad czerniami, powiem to jeszcze raz - świetnie napigmentowana!



Najważniejszą jednak dla mnie kwestią jest trwałość. Mało który liner utrzymuje się na moich powiekach w nienaruszonym stanie przez cały dzień - niestety skóra na nich mi się przetłuszcza, dodatkowo powieki mam opadające i bardzo często linery odbijają mi się na powiece (tzw. kserują), rozmazują oraz... kruszą w kącikach! Tutaj jest całkiem nieźle - bo w makijażu utrzymuje się niemal bez naruszeń aż do demakijażu, na "nagiej" powiece (lekko tylko przypudrowanej, bez bazy i cieni) delikatnie tylko potrafi się rozmazać (jeśli oczy mi akurat mocno łzawią) - ale w obu przypadkach niestety, moja jaskółka (czy jaskółkopodobne coś) przy kącikach zewnętrznych kruszy się i potrafi zniknąć zostawiając po sobie jasną przestrzeń. Gdyby nie ten fakt - liner byłby ideałem, a tak nie spełnia wszystkich moich wymagań. Znalazłam ostatnio taki, który jako jedyny nie kruszy mi się w makijażu - jest to liner w żelu z Makeup Geek - Immortal, jednak jak wiecie jest trudno dostępny, możliwe więc, że jak go wykończę wrócę do Maybelline mimo wszystko i będę go nosić ze sobą, by nanieść ewentualne poprawki w ciągu dnia.

Liner mam już niemal rok i w dalszym ciągu spokojnie nadaje się do użytku (raz chyba jedyny dodałam do niego kropelkę duraline, bo z wierzchu, wydziubany lekko podsechł), jest wydajny - powinien więc starczyć na dłuższy czas.


***
A Wy go kochacie czy jednak macie inny ideał? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...