wtorek, 22 lipca 2014

The Balm - Bahama Mama

Witam Was,

pewnie tego produktu nie trzeba Wam specjalnie mocno przedstawiać - myślę, że większość z Was o nim słyszała, a na pewno część też go posiada. Ja się skusiłam na niego (szło mi to dość opornie) dopiero niedawno. Szukałam czegoś chłodniejszego, co nadałoby się nie tylko do ocieplania twarzy ale i do jako takiego konturowania. Do konturowania swojego bladego lica chciałam zakupić jeszcze NYX Taupe, choć nie wiem czy się jednak nie skuszę na któryś z nowych pudrów HD z Inglota.

A więc, przedstawiam Wam brązer The Balm Bahama Mama.


Wracając do meritum, rozpakowawszy paczkę byłam nieco zaskoczona jego wielkością, bo w końcu do dużych nie należy, wydawało mi się też, że szybko go zużyję, że nie jest zupełnie wydajny. I choć nie mam pojęcia na ile mi wystarczy, wiem jedno - jest bardzo dobrze napigmentowany, a do podkreślenia kości policzkowych potrzebuję tak niewielką jego ilość, że na pewno będzie to szmat czasu!


Do jego nałożenia używam głównie pędzla ZOEVA 127 Luxe Sheer Cheek, jak dla mnie to duet idealny. Pędzel ten nabiera niewielką ilość produktu, ale i tak wystarczy że przyłożę go lekko do brązera z The Balm i wystarcza mi to na nałożenie jednej warstwy na skórę - czynność w razie potrzeby oczywiście powtarzam.

Jeśli chodzi jeszcze o aplikację - tego brązera nie muszę specjalnie rozcierać, mam wrażenie że on sam podczas nakładania rozciera się idealnie ;) A nakłada się naprawdę świetnie, nie pozostawia żadnych smug, nierówności, grudek, nie podkreśla specjalnie zmarszczek, wyprysków, rozszerzonych porów itp. Konsystencja jest na tyle miła, lekka, nieco kremowa choć jeśli użyjemy sztywnego pędzla - łatwo się ukruszy, że używanie go to sama przyjemność. Posiadam jeszcze słynny rozświetlacz Mary-Lou z tej marki, który jest równie przyjemny w nakładaniu, więc to chyba jedna z cech wyróżniających ich produkty.

Inną cechą są też na pewno te przeurocze opakowania. Bahama Mama ma przytulne, kartonikowe opakowanie (jest do solidny kartonik, lekko zmatowiony - nie rysuje się zbyt mocno, nie wygina, nie odkształca) zachowane w stylu Pin-up Girl, który też charakteryzuje właściwie wszystkie ich produkty. Dodatkowo opakowanie (pominę fakt, że jest podwójne, zapakowane najpierw w kartoniku zabezpieczającym, który ma identyczny design jak opakowanie właściwe) posiada całkiem praktyczne aczkolwiek dość małe (siłą rzeczy) lusterko, zamykane jest na całkiem silny magnes. 


Muszę koniecznie wspomnieć o jego odcieniu - jak dla mnie jest to neutralny i średni odcień brązu. Nie jest bardzo chłodny - nie wygląda na bladej czy chłodnej skórze jak cień, nadaje jej jednak nieco koloru, ale na szczęście pozbawiony jest niechcianych pomarańczowych, czerwonych czy innych rdzawych tonów. Jak porównuję go z ulubionym wcześniej brązerem MIYO Sun Kissed, jest też od niego (jeśli chodzi o efekt na skórze oczywiście) odrobinę mniej widoczny, bardziej taki brudnawy, naturalniejszy. 



Wykończenie choć z pozoru matowe, jak dla mnie jest w niewielkim stopniu satynowe. Delikatnie odbija światło, nie jest to płaski, babcino-pudrowy mat. 


Trwałość według mnie jest dobra, chociaż przestrzeżona przez dziewczęta, zwracałam szczególną uwagę na zachowanie brązera na twarzy po zetknięciu z palcami, poduszką etc. I muszę przyznać im rację - ma tendencję do ścierania się, więc na pewno na to trzeba uważać. W ciągu dnia nie zwykłam dotykać bez potrzeby twarzy (nieco zmieniła to ostatnio moja niefortunna grzywka), brązer więc trzymał się na moim policzku długo, niemal nienaruszony do demakijażu, nie blaknął jakoś mocno. Ale uprzedzam - jeśli macie skłonność do dotykania buzi w trakcie dnia, zastanówcie się nad jakimś lekkim fixerem albo w ogóle nad słusznością zakupu tego pudru.

Poniżej nałożony w sporej ilości, zdjęcia oczywiście delikatnie wszystko przekłamują, w rzeczywistości w mniejszej ilości wygląda na twarzy dużo bardziej neutralniej i naturalniej.

Cena za 7,08 gram produktu to jakieś 56 złotych w Polskich drogeriach internetowych, nie wliczając w to oczywiście kosztów ewentualnej przesyłki. Swój mam z Minti Shop, gdzie kosztuje dokładnie 55,90 zł. I, dziwię się że to mówię, jest to produkt zupełnie warty swojej ceny - nawet jeśli używałybyście go tylko i wyłącznie na sobie. Ja jestem nim totalnie zachwycona!



***
Znacie ten brązer? Miałyście okazję go używać? Jak się u Was spisuje? ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...