Hej, hej,
wraz z Marsem postanowiłam ujarzmić czerwień w makijażu. By była taka zmysłowa, by była taka na wyjście, by dała się nosić! Powędrowała wprawdzie we wszelkie dostępne na buźce miejsca - w postaci pięknych czerwonych cieni, które przydymiłam mocno brudaskami... znaczy się szarościami, usadowiła się na polikach przybierając nieco ceglasty wyraz, powędrowała też na usta jarząc się swą mocą i wdziękiem. Efekt? Same zobaczcie!
Użyłam:
podkład Rimme Wake me up Ivory, Annabelle Minerals Natural Light rozśw., baza Grashka, korektor Pixie, róż Sleek Coral, liner Essence, czarna kredka Golden Rose, Max Factor Ruby Tuesday, cienie - szarość i czerwień ze Sleek Glory, szarość i czerń ze Sleek Darks, czerwień ze Sleek Curacao, koral ze Sleek Me, Myself&Eye, Inglot 351, Inglot 378 do brwi.
Makijaż zmalowany w ramach projektu Układ Słoneczny u Pawich Piórek - klik na baner po prawej ;)
Jak Wam się podoba? Odważyłybyście się na taką dawkę czerwieni w makijażu?