Witam kochani,
nie od dziś wiecie zapewne, że przepadam za, słynnymi już poniekąd, cieniami do powiek MIYO OMG! Miałam ich małą gromadkę, używałam bardzo często, niektóre nawet niemiłosiernie wykończyłam. Ale jakaż była moja radość, kiedy w paczce ambasadorskiej od Pierre Rene znalazłam wszystkie 40 cieni! Postaram się pokrótce, ale jak najdokładniej je Wam przybliżyć.
Powyżej od góry:
Ale po kolei! Poszczególne odcienie prezentują się następująco:
nie od dziś wiecie zapewne, że przepadam za, słynnymi już poniekąd, cieniami do powiek MIYO OMG! Miałam ich małą gromadkę, używałam bardzo często, niektóre nawet niemiłosiernie wykończyłam. Ale jakaż była moja radość, kiedy w paczce ambasadorskiej od Pierre Rene znalazłam wszystkie 40 cieni! Postaram się pokrótce, ale jak najdokładniej je Wam przybliżyć.
Powyżej od góry:
- White, Vanilla, Gold Dust, Breeze, Sugar,
- Royal, Ambition, Frost, Sky, Goddess, Ocean, Aqua,
- Sunrise, Toxic, Moss, Forrest, Sitng, Graffiti, Iris,
- Ash, Haze, Starshine, Gloom, Dark Night, Zero, Drama,
- Chilli, Passion, Bubblegum, Diva, Viola, Lavender, Glamazon,
- Temper, Angel, Dream, Champagne, Coffee, Chocolate, Glitz.
Ale po kolei! Poszczególne odcienie prezentują się następująco:
01 White - czyli mega hiper napigmentowana, czysta biel. Jest dość sucha, kredowa, a mat należy do tych płaskich. Genialnie się sprawdza przy makijażach artystycznych czy też takich bardziej szalonych, ale spokojnie nada się także choćby do rozświetlania wewnętrznych kącików oczu przy makijażu dziennym. Zużyłam już jeden cień w tym odcieniu, i na pewno będę dokupywać kolejne. Odpowiednikiem dla niego może być My Secret 501 - jest odrobinę delikatniejszy, ale nadal bardzo mocno napigmentowany.
02 Sugar - to mocna, perłowa biel, świetnie napigmentowana. Choć cień ma nieco mokrą, lekko kremową konsystencję, bardzo dobrze się nakłada i rozciera nie ginąc przy tym. Pięknie rozświetla makijaże wieczorowe!
03 Breeze - to piękny, delikatnie perłowy jasny krem o żółtawym (ale chłodnym) zabarwieniu. Ma dobrą pigmentację pomimo nieco bardziej zbitej, ale w dalszym ciągu przyjemnej, odrobinę kremowej struktury. Również świetny do rozświetlania, nada się także do podkreślania szczytów kości policzkowych.
04 Vanilla - nazwa jest nieco myląca, nie jest to wanilia a prędzej jasnoróżowo-szarawy beż, albo przybrudzony jasny róż. Ma również świetną pigmentację, i choć jest matowy jak White, to jest od niego nieco bardziej przyjemniejszy w użytkowaniu, bo mniej suchy. Sprawdzi się do rozjaśniania wewnętrznych kącików, miejsca pod łukiem brwiowym jak i do rozcierania.
05 Gold Dust - to piękny, kremowy i złotawy beż o perłowym wykończeniu, posiada także nieliczne rozświetlające i dość spore drobinki, które jednak na powiece nie rzucają się w oczy. Przypomina mocno Breeze, jednak jest od niego nieco lepiej napigmentowany i odrobinę cieplejszy.
06 Glitz - śliczny, delikatnie miedziano-złoty odcień w satynie z niewielką ilością dodatkowych, rozświetlających drobinek. Bardzo dobrze napigmentowany, nieco blednie przy rozcieraniu.
07 Chocolate - piękny, mocno napigmentowany, ciemny czekoladowy brąz w macie. Raczej ciepły odcień, ma w sobie niewielką ilość czerwonawych tonów.
08 Coffee - to również jest ciemny brąz, jednak jest od swojego poprzednika chłodniejszy i bardziej oliwkowy, posiada też niepłaskie, matowe wykończenie. Kawa to dobra nazwa dla niego.
09 Champagne - czyli... kolor szampański, różowo-złotawy krem o perłowym wykończeniu i świetnej pigmentacji, zawiera znów te dodatkowe rozświetlające drobinki.
10 Dream - ten cień przywodzi mi na myśl... bieliznę. To taki majtkowy, cukierkowy, ciepławy i bardzo jasny róż. Lekko perłowe wykończenie i znów te dodatkowe drobinki sprawiają, że jest jeszcze słodszy.
11 Angel - to nadal jasny, ale nieco chłodniejszy, bardziej w stylu Barbie perłowy róż z drobinkami.
12 Temper - ten odcień trudno opisać, można go nazwa ciemnym, bardzo brudnym różem, lub rozbielonym, poszarzałym burakiem, ale też jasna, ciepła również brudna śliwka to raczej dobry opis. Jak ktoś ma lepszy pomysł na opis odcienia - proszę o pomoc ;) W każdym razie jest to cudowny, nietuzinkowy i oryginalny odcień, który osobiście bardzo lubię (wyobraźcie sobie jak pięknie wygląda w załamaniu!), również świetnie napigmentowany. Przy rozcieraniu potrafi nieco ginąć. Podobnym do niego cieniem jest My Secret 516, jednak tamten cień jest jaśniejszy i bardziej różowy, choć równie oryginalny.
13 Chilli - to nic innego jak mega intensywna (zarówno pod względem pigmentacji jak i koloru) lekko malinowa czerwień. Kolor przepiękny i trudny, głównie do makijażowych zabaw, makijaży arstystycznych - nada się też do mocnego podkreślenia, teatralnego wręcz policzków, lub dodatkowy pigment do pomadki czy błyszczyka.
14 Passion - intensywny, średni róż z nutą fuksji i maliny, świetnie napigmentowany i równie efektowny co jego poprzednik. Również do makijaży niecodziennych ;)
15 Bubblegum - neonowy Barbie (choć ciut jaśniejszy), chłodny róż, także o bardzo dobrej pigmentacji. Nieco milszy w swej konsystencji niż dwaj poprzednicy.
16 Diva - kolejny suchy acz świetnie napigmentowany mat. Odcień to taki lekko neonowy fiolet z nutą fuksji (na zdjęciach tego nie widać niestety). Piękny!
17 Viola - jaśniutki liliowy fiolet, bardzo dobrze napigmentowany i wprost uroczy ;)
18 Lavender - chłodny, jasny, brudnawy (taki lawendowy właśnie) fiolet w tej mokrawej perle. Jednak ma słabszą przyczepność do pędzla.
19 Glamazon - perłowy, ciemniejszy, ciepławy fiolet, dobrze napigmentowany. Również słabsza przyczepność do pędzla.
20 Drama - bardzo podobny do poprzednika, ale nieco chłodniejszy, z niebieską nutą - fiolet w perle. I tak samo jak Glamazon, ma słabszą przyczepność do pędzla.
21 Zero - smolista czerń, choć nie najbardziej głęboka, jaką dane mi było używać, mimo wszystko - genilanie napigmentowana i o dziwo przyjemna w użytkowaniu. Rozciera się na grafitowo. Nie ma typowo płaskiego matu.
22 Dark Night - ciemnoszary cień z nutą taupe w delikatnej perle, dobrze napigmentowany, fajnie sprawdza się do przyciemniana zewnętrznych kącików.
23 Gloom - chłodniejsza, ale równie ciemna co Dark Night szarość, tym razem w macie, który przy rozcieraniu nie ginie aż tak mocno.
24 Starshine - średnia, srebrzysta szarość w perle z dodatkowymi drobinkami. Świetnie napigmentowany i przyjemny w użytkowaniu cień - ma miłą, bardziej kremową konsystencję.
25 Ash - średni chłodny szary odcień w macie. Taki siwek z niego ;)
26 Haze - to bardzo jasna szarość, ew. biel złamana szarością. Bardzo dobra pigmentacja i przyjemne użytkowanie.
27 Sunrise - słoneczno-cytrynowa, mocna i piękna żółć. Nieco sucha ale w dalszym ciągu bardzo dobrze napigmentowana.
28 Toxic - cudowna, soczysta, jasna limonkowa zieleń. Bardzo dobrze napigmentowana, w macie.
29 Forrest - średnia zieleń, taka trawiasta, choć lekko rozbielona i zgaszona. Również świetna pigmentacja i matowe wykończenie.
30 Moss - ciemniejsza zieleń z nutą takiego oliwkowego zabrudzenia, ponownie świetnie napigmentowany mat.
31 Sting - lekko morski turkus w tej małoprzyczepnej do pędzla perle, o bardzo dobrej pigmentacji.
32 Graffiti - łudząco podobny na zdjęciach do poprzednika, jednak chłodniejszy, bardziej niebieski odcień - perłowy błękit z odrobinę przyjemniejszą konsystencją i równie dobrą pigmentacją.
33 Aqua - istne cudo! Cudownie mocny, średni, niebieski z naprawdę niewielką nutą morskości w macie. Zakochałam się w tym odcieniu na zabój! Genialnie wygląda w makijażu, świetnie nadaje się na szaloną kreskę!
34 Iris - średni niebieski z niewielką nutą lawendy (bardzo niewielką), delikatnie rozświetlający cień o świetnej pigmentacji, choć nieco gorszej przyczepności do skóry.
35 Ocean - czyli dość suchy, matowy, odrobinę przybrudzony granat o świetnej pigmentacji.
36 Goddess - kolejny ulubieniec, poszarzały, przybrudzony i zgaszony piękny granat o świetnej pigmentacji i milszej niż poprzednik konsystencji.
37 Frost - chyba najgorzej napigmentowany cień z nich wszystkich - mimo to dalej mocny! W lekkiej perle - chłodny, odrobinę zgaszony ciemniejszy błękit.
38 Sky - jasny błękit z nutą lawendy o bardzo dobrej pigmentacji w macie. Nie sądziłam, że tak mocno polubię błękit na swoich powiekach - ten jednak spisuje się u mnie rewelacyjnie.
39 Royal - cień za którym niegdyś szalałam ;) Nieco rozbielone indygo - czyli niebiesko-fioletowy odcień w macie o bardzo dobrej pigmentacji.
40 Ambition - cieplejszy fiolet o podobnym poziomie jasności co Royal, mniej różowy niż Diva, mniej niebieski niż Royal. Również bardzo dobrze napigmentowany i również o matowym wykończeniu.
Brakuje mi w tym zestawieniu cielistego cienia, idealnego do rozcierania i jako cień bazowy (takiego jak My Secret 505), jak również lekkiego beżu, choćby takiego jasnego i chłodnego jak My Secret 519 (choć na upartego oba te cienie można zastąpić cieniami Vanilla i Haze), a także brzoskwini i pomarańczu - jak choćby My Secret 512 i 513. Spokojnie można by dodać coś na wzór pięknej, brudnej morskości - My Secret 520.
Większość tych cieni potrafi znikać, ścierać się podczas rozcierania - wymagają więc specjalnego traktowania. Najlepiej jest je wklepywać - można to oczywiście robić nie tylko pędzlem, ale i palcem czy pacynką. Trzeba uważać przy blendowaniu żeby nie zetrzeć całkowicie obu odcieni - blendują się bardzo łatwo, wystarczy więc kilka delikatnych ruchów. Niektóre perły mają gorszą przyczepność czy to do pędzla czy do skóry, je również trzeba mocniej wklepywać, i w większej ilości. Cienie przy odpowiedniej aplikacji odwdzięczają się pięknym i mocnym efektem, na pewno niepowtarzalnym.
Co do trwałości, czasem nawet na bazie (w przypadku wymagających powiek, takich jak moje) potrafią niestety (szczególnie maty) odrobinę się ścierać, szczególnie w miejscu gdzie powieka delikatnie trze o powiekę, blisko załamania. Bez bazy używać ich raczej nie polecam - to tego typu cienie (głównie suche, podkreślam to raz jeszcze), które potrzebują jakiejś tłustej czy lepkiej bazy, która utrzyma je w ryzach na dłużej.
Mimo wszystko ja te cienie uwielbiam! Przede wszystkim za nieziemską pigmentację oraz cudowne, intensywne kolory. Przy odrobinie wprawy nie sprawiają większych problemów podczas aplikacji! Ich cena na stronie Pierre Rene to jedyne 4,99 zł (za aż 3 gramy produktu, wypadałoby też wspomnieć, że średnicę mają sporo większą niż wkłady cieni Inglota czy KOBO, czy też HEAN, bądź Makeup Geek).
Moimi ulubieńcami są mega mocny White, przecudowny Aqua, niecodzienny Toxic, ujmujący Goddess, nietuzinkowy Temper oraz piękny kawowy (a jakże!) Coffee. Najrzadziej używam jasnych róży i tych równie jaśniutkich fioletów, po prostu nie przepadam za nimi tak mocno jak za pozostałymi kolorami ;)
***
Jak Wam się podobają te odcienie, które wpadły Wam w oko? Znacie te cienie, lubicie je? ;)