Witam Was,
cóż, na wstępie powiem od razu puentę - liner w pisaku Liquid i Hi-Tech to ten sam produkt, tylko w innym opakowaniu, bowiem czy to konsystencja czy działanie, czy nawet końcówka - nie różnią się niczym. A więc, to jest jedynie kwestia tego co wolimy używać, jaki kształt "uchwytu" będzie się u nas lepiej sprawdzał pod względem wygody.
Do wyboru jest więc klasyczny liner, pisakowy w pełnym tego słowa znaczeniu, bo w kształcie ołówka z wygodnie zamykaną (zatrzaskiwaną) skuwką. Mnie zdecydowanie wygodniej używa się właśnie jego, i to między innymi ten liner lądował najczęściej na moich powiekach w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Przez cały ten okres czasu nie zużył się do końca, niedawno "zmarniała" mi dopiero końcówka aplikatora, ale mimo to, da się nim malować kreski w dalszym ciągu.
***
Liner Hi-Tech jest cudownym tworem łudząco podobnym do równie nowego linera NYX. Ma być wygodniejszy dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kreskami, albo też nie radzą sobie z innymi, dostępnymi na rynku mazidłami. Mnie osobiście ten kształt nie przekonuje, trzymając Hi-Techa zgodnie z instrukcją, czuję, że palec wskazujący, którym zwykle pomagam sobie mocniej przy malowaniu kreski, mam za daleko od oka, ręka mocniej mi się trzęsie i niekoniecznie uzyskuję zamierzony efekt. Oczywiście da radę trzymać to cudo tuż przy zaczynającym się aplikatorze, ale wtedy cały ten "tył" mi przeszkadza.
Oba linery o dziwo świetnie spisuję się na moich powiekach, ale głównie na pełnym makijażu. Solo, czyli zastosowane na skórę pokrytą jedynie cienką warstwą pudru po paru godzinach podczas intensywnego dnia, na moich tłuszczących się powiekach potrafią się odrobinę (odrobinę!) rozmazać. Linery nie są więc, choć taka była obietnica, wodoodporne, a przynajmniej nie sebum/potoodporne. ;)
Na pełnym mejkapie zaś (czyli moim, można rzec, standardowym), kreska wytrzymuje przez większość dnia, bez rozmazywania, kserowania, jednak potem (późnym wieczorem) w zewnętrznych kącikach lekko się kruszy. Mimo wszystko lubię tę łatwość malowania pisakami, jestem zaskoczona też, że tak długo "wytrzymały" (dla porównania linery z Golden Rose, Eveline czy Grashki "skończyły się" po krótkim czasie użytkowania). Sięgam więc po nie (głównie po ten pierwszy oczywiście), jeśli chcę zmalować idealnie równą kreskę, idealną (no dobrze, idealnej nie potrafię) jaskółkę, lub też nie chce mi się po prostu bawić linerem żelowym, czy też mam wszystkie pędzelki od niego kompletnie brudne (i lenia na karku, żeby je wyczyścić).
Jeden i drugi pisak mają również mocną pigmentację i piękną głęboką czerń, która po wyschnięciu nie jest do końca matowa, kreska ma więc delikatny, ładny połysk.
Tradycyjny pisak ma 1 ml pojemności, przy czym ten cudaczny, czy też kosmiczny 4 ml (wedle strony, nalepka wskazuje na 0,4 ml ale jestem bardziej skłonna ku 4 przez wzgląd na jego spore "zaplecze" ;). Cenowo również różnią się - na stronie Pierre Rene pierwszy z nich (tej mój bardziej lubny) kosztuje 14,99 zł, Hi-Tech zaś 16,99 zł.
***
A jakie są Wasze ulubione linery? Korzystacie z tych w pisaku? Lubicie nowe, udziwnione ich wersje?
A jakie są Wasze ulubione linery? Korzystacie z tych w pisaku? Lubicie nowe, udziwnione ich wersje?