Witam,
matów nigdy dość! A jeśli do tego dochodzi neutralna i bardzo uniwersalna kolorystyka, mała, zgrabna paleta z dużym lusterkiem i aż 32 dwa kolory - nic tylko się skusić. I mnie skusiła jedna z nowych (stosunkowo nowych) palet cieni do powiek od Makeup Revolution - piękna Flawless Matte. Choć jak wiecie od kolorów nie stronię, tak jak każdej makijażomaniaczce, i mnie przydają się przeróżne matowe odcienie brązów i beżu - i naprawdę fajnie mieć je wszystkie w jednym miejscu!
Cienie zgrabnie dzielą się w palecie pod względem kolorystycznym - każda kolumna ma nieco inny odcień, ciepłotę czy tonację. Jak zobaczycie na poniższych swatchach, jedne są bardziej oliwkowe, inne szare, różowe, ciepłe czy chłodne. Pierwszy rząd to najjaśniejsze odcienie, potem średnie i w końcu te najciemniejsze (choć i te nie są jakieś super bardzo mroczne, ot takie delikatne "ciemnotki" idealne do przyciemniania dziennych makijaży bądź tworzenia lekkich wieczorowych).
matów nigdy dość! A jeśli do tego dochodzi neutralna i bardzo uniwersalna kolorystyka, mała, zgrabna paleta z dużym lusterkiem i aż 32 dwa kolory - nic tylko się skusić. I mnie skusiła jedna z nowych (stosunkowo nowych) palet cieni do powiek od Makeup Revolution - piękna Flawless Matte. Choć jak wiecie od kolorów nie stronię, tak jak każdej makijażomaniaczce, i mnie przydają się przeróżne matowe odcienie brązów i beżu - i naprawdę fajnie mieć je wszystkie w jednym miejscu!
Muszę przyznać, że po zawodzie jakim była paleta Brights, ta zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie. Przede wszystkim jakość cieni - ale i opakowanie. Bo ta czarna kasetka, choć ma wysoki połysk za którym nie przepadam, bo widać na niej odciski palców, tak jest całkiem solidna, zgrabna a do tego posiada duże lusterko. Nawet kartonikowe opakowanie od palety powala - piękne zmatowione złotko i wytłoczona nazwa to duet idealny.
Cienie zgrabnie dzielą się w palecie pod względem kolorystycznym - każda kolumna ma nieco inny odcień, ciepłotę czy tonację. Jak zobaczycie na poniższych swatchach, jedne są bardziej oliwkowe, inne szare, różowe, ciepłe czy chłodne. Pierwszy rząd to najjaśniejsze odcienie, potem średnie i w końcu te najciemniejsze (choć i te nie są jakieś super bardzo mroczne, ot takie delikatne "ciemnotki" idealne do przyciemniania dziennych makijaży bądź tworzenia lekkich wieczorowych).
Każdy cień posiada również swoją nazwę (choć "Warm" się niestety dubluje), a poznać je możemy dzięki foliowej, przezroczystej wkładce. Szkoda, że marka nie wpadła na to, żeby nazwy były wyryte gdzieś na palecie, bo te wkładki niestety łatwo jest zgubić bądź zniszczyć.
Poszczególne cienie prezentują się następująco:
Jak też nietrudno zauważyć pigmentacja cieni jest bardzo dobra. Nie jest to moc matów z MIYO czy też cieni Sleek, ale wbrew pozorom na powiece są świetnie widoczne i nie trzeba się zanadto namachać, żeby wyczarować mocny makijaż. Konsystencja tych cacek jest rewelacyjna - są bardzo miłe w dotyku, kremowe, a podczas malowania praktycznie się nie osypują. Malowanie nimi to czysta przyjemność.
Przyczepiłabym się do jednej kwestii - jak dla mnie kremowych cieni, tych najjaśniejszych, idealnych do rozświetlania i rozcierania jest za mało. Są to bowiem dwa, może trzy odcienie, czyli raptem 1,5 grama produktu, a to w końcu odcienie, których zużywa się najwięcej.
Ja zawsze używam bazy pod cienie, mam trudne powieki i bez niej cienie mi się rolują i ścierają - na bazie te cienie trzymają się oczywiście świetnie (choć może nie takie znowu "oczywiście", bo różnie to bywa), ale zdarzyło mi się niechcący wykonać tą paletą kilka makijaży zapominając o użyciu bazy i jakie było moje zdziwienie, kiedy cienie trzymały się bardzo dobrze przez większość dnia!
Jestem pod wrażeniem tej paletki, zmieniła moje zdanie o cieniach marki, które do tej pory, po nieudanej przygodzie, omijałam szerokim łukiem. Wskazuje to na jedną rzecz - że cienie po prostu są różnej jakości, te pierwsze "paskowe" (jak je nazywam) paletki najwidoczniej należą do tej gorszej kategorii.
Suma cieni to 16 gram, czyli na jeden cień przypada pół grama produktu - nie jest to może imponująca ilość, ale biorąc pod uwagę dobrą pigmentację oraz po prostu ilość kolorów spośród których na co dzień możemy wybierać - jest okej, myślę że cienie starczą mi jeszcze na długo (na pewno kremy wykończę pierwsze).
Uważam, że to jedna z najbardziej interesujących i godnych uwagi matowych, neutralnych palet na rynku. Nie dość, że kolorystyka jest wbrew pozorom bardzo zróżnicowana, to jeszcze cienie są dobrej jakości, a sama paleta nie należy do kosztownych.
Niby zwykle nie boję się kolorów w makijażu, na co dzień noszę odważne mejkapy, ale wiecie co? Odkąd przybyła do mnie ta paletka jestem od niej uzależniona i cóż, zaczęłam z uporem maniaka nosić brązowe smoky! Bardzo często wykorzystuję ją również rzecz jasna do wszelkich innych makijaży ;) Ja jestem na tak i bardzo Wam tę paletę polecam!
Paletk kosztuje 39,89 zł i można ją kupić choćby w Kosmetykomanii.
A Wy znacie tę paletę? Jak Wam się podoba?