Witajcie,
w ostatnim miesiącu niewiele było recenzji, a produkty do nich aż same ustawiły się w kolejkę i grzecznie czekają, stwierdziłam więc, że to jest ten moment, żeby z nimi ruszyć. Na pierwszy rzut, przedstawiam Wam produkt MIYO, który już dawno chciałam wypróbować, a niekoniecznie było mi z tym po drodze wcześniej. Jest to puder prasowany MIYO Doll Face w najjaśniejszym dostępnym odcieniu - vanilla.
Odcień bardzo jasny, raczej neutralny beż. Dla mnie może odrobinę zbyt neutralny (na swojej skórze widzę w nim zbyt dużo różowości, ale pamiętajcie że moja cera ma blado-żółto-zielony odcień), w kwestii koloru lepiej się u mnie sprawuje nieco bardzie żółtawy Synergen.
Puder jest drobno zmielony, sporo się go nabiera na pędzel na co trzeba też uważać - bo pomimo sporej pojemności (11 gram) nie okazał się być u mnie wydajny, bardzo szybko dobiłam dna.
MIYO puder prasowany Vanilla 01. |
W małych ilościach na twarzy wygląda bardzo ładnie, matowi skórę na długie u mnie godziny (nie mam większych problemów z nadmiarem sebum), lecz gdy trochę przesadzę wyglądam już jak upudrowana lala, bo puder ten matowi i to matowi w pełnym tego słowa znaczeniu - nie ma tu miejsca na satynę chociażby. Delikatnie pomaga też przykryć niedoskonałości, z którymi nie poradził sobie podkład i korektor. Nie podkreśla suchych skórek czy zmarszczek. Nie zapchał mi cery ani nie wysuszył jej. Za to plusy.
Kompakt z pudrem zawiera również duży aplikator z logo marki (zdecydowanie lepiej używać pędzla) i również duże, wygodne lusterko, przy którym lubię się malować. Te z Was, które nie trawią pudrowo-babcinego zapachu będą niezadowolone, bo puder ten niestety ma taką delikatną bo delikatną, ale jednak wyczuwalną woń.
Polecam dla tych z Was, które mają problem ze znalezieniem odpowiednio jasnego odcienia pudru matującego dla siebie w przystępnej cenie (bagatela ok. 10 zł, ale z kiepską za to dostępnością - np. Drogerie Jasmin, strona Pierre Rene).